|
Niestety Simms też już zszedł na psy jeśli chodzi o jakość. Moje Rivershedy, reklamowane jako niezniszczalne, rozsypały się po dwóch niezbyt intensywnych sezonach. W skórę porządnie dostały raz podczas wyjazdu do Finnmarku. Po 12-14 godzin na nogach, ostre skały i długie wędrówki od jeziora do jeziora. Potem to już był light. Jakieś pomorskie i lubuskie rzeczki. Głownie piasek i błoto. Do tego góra pięć razy na Sanie i dwa na Dunajcu. Podeszwy dosłownie odpadły od cholewki. Koledze po kilku wyjazdach rozleciały się Guide'y G3. Miał więcej szczęścia bo były jeszcze na gwarancji i firma bez dyskusji wymieniła na nowe. Innemu po jednym wyjeździe na łososie rozleciały się Riverteki Boa. Więc nie demonizowałbym obecnej jakości butów Simmsa. Owszem stare (pierwsze) Freestony były nie do zajechania. Tyle, że strasznie ciężkie, dość niewygodne i tylko na filcu...Pzdrw,KR |