|
zgadza się
na początku przygody z flyfishingiem jest jeden kij, w miarę uniwersalny
powiedzmy 9 stóp, #5
obleci wszystkie metody, od biedy
potem... szukasz kija do suchej, do długiej nimfy - przynajmniej
znajdujesz używki dobrych firm i wtedy czujesz różnicę
nie musisz wydawać Bóg wie ile, dobre topowe używane wędki trafisz po 500-600 pln
może trochę więcej... ale niekoniecznie
jak tak miałem - i zgadzam się z Arkiem, Kolegą z Leska
ps: gdybym trafił "6" w Lotto nie kupiłbym sobie kijów po 3-4 tys. - to bez sensu
to samo z kołowrotkami - często płacisz za sygnaturę, np. Tibor
a to - jak mawia klasyk - magazyn linki
no - chyba że na łososie czy inne steelheady - odjazdy po 100-200 m, te sprawy
wtedy musi być porządny młynek
Arku.
Gdybyś zaczął wyczynowo wędkować (np. zawody) to uwierz mi że szybko zauważyłbyś różnicę w
kijach lepszych
i gorszych. Kij do suchej, strima czy długiej nimfy jest tu jednym z najlepszych przykładów. Preferencje
rekreacyjne nie mają tu już nic wspólnego a najważniejszą rolę odgrywa czas w którym podasz
przynętę tam
gdzie chcesz, w prawidłowy sposób i wyjmiesz sprowokowaną na nią rybę. Zawody uczą i każdemu
życzę żeby
taką szkołę przeszedł. Wtedy zostanie cichym mistrzem mając już ogrom doświadczenia.
Od 85' przerzuciłem trochę kijów i nowości mnie zaskakują. Choć Loomis GLX był na samym szczycie
od lat 90'
kiedy inne firmy dopiero próbowały tego "co wyjdzie" a teraz dopiero mogą się z nim równać.
Pozdro.
|