|
Dawno na forum nic nie pisałem i nie chcę wchodzić w niepotrzebne dywagacje, ale skoro już
temat został poruszony...
Jak niektórzy z Was wiedzą, zaczynałem swą przygodę z wędkarstwem od spławika i przez
długi czas moją ulubioną metodą był trotting. Łowiąc nieraz na Dunajcu wkurzałem się, bo
"muszkarze" (nie cierpię tego określenia) patrzyli i traktowali mnie jak potencjalnego kłusownika a
nigdy nie kłusowałem. Mało tego, zawsze zaginałem zadziory mimo iż nie miałem takiego
obowiązku. Teraz łowię tylko metodą muchową, głównie streamerem, czasami nimfa długa,
krótka i mokra mucha. I co widzę? Widzę jak "muszkarze" biorą ryby w np. Krościenku w marcu,
gdzie jak dobrze pamiętam do połowy kwietnia jest to odcinek No Kill, łowią muchami na hakach
zadziorowych, stosują za długie przypony, usiłują łowić głowacice wędkami spiningowymi z
doczepionymi kołowrotkami muchowymi i cienkimi linkami muchowymi, a na końcu zakładają niby
muchy na główkach jigowych nieraz 20g i w większości tłuką wodę "żyłką"-to oczywiście nie
jest wykroczeniem, ale wg mnie to nie jest metoda muchowa i co do tego nie będę z nikim
podejmował dyskusji. Spotykam ludzi, którzy są tzw. elitą a nie potrafią "dzień dobry"
odpowiedzieć.
Wniosek jest prosty-nie metoda mówi o człowieku, a jego postępowanie.
To tyle ode mnie, taka luźna dygresja. Kto tak postępuje niech się nad sobą zastanowi...
Pozdrawiam
P.S.
Co do znalezionego sprzętu-nie jest to tani sprzęt. Poza tym mam jedną swoją wędkę z
kołowrotkiem i linkami. Ten jest mi zbyteczny.
|