|
Nie chrzań. Na koguty łowicie plecionkami i kijami od szczotki zatem praktycznie nie ma mowy o znacznej redukcji siły zacięcia związanej z elastycznością zestawu. Po drugie, sandaczy na koguty nie łowi się ciągle na 20 metrach. Powiedzmy, że 90% zporowych łowisk sandaczowych to max. 10m, (Mietków max. 16m, Kozłowa 4m, Turawa 13m) a w lecie łowi się jeszcze płycej, często na 2-3 metrach. Jakim cudem taki np. Szymański łowi dychy na gumy uzbrojone w pojedynczy hak w najgłębszych wiślanych rynnach gdzie zmienny prąd rwie jak jasna cholera? Co, On ma inny kąt zacięcia? On nie ma wybrzuszonej linki?
I powtórzę jeszcze raz: gdzie i kto zagwarantował, że większość brań musi skończyć się skutecznym zacięciem?
Powiem wprost: bez względu na motywy wasza walka o zachowanie kotwiczek jest chęcią utrzymania "średniowiecznych" przepisów i nie ma nic wspólnego z nowoczesnym spojrzeniem na wędkarstwo, które wymaga samoograniczeń między innymi polegających na redukcji uzbrojenia przynęt.
I jeszcze jedno: pisałeś o muszkarzach, którzy tłuką sandaczyki na Sole. Napisz może też o koguciarzach, którzy wybili Orawę.
|