|
Witam,
Chciałem się podzielić swoimi spostrzeżeniami na temat zawodów i zawodników.
Sytuacja miała miejsce jakieś 3 lata temu, była to sobota okres wakacji – Ujście Hoczewki godzina około 7 rano – jestem sam , widać żerujące lipienie na suchej muszce – rozpoczynam łowienie, myślę będzie fajnie.
Punktualnie o 8.00 z krzaków wchodzi do wody 7 wędkarzy – 4-ch idzie w moim kierunku, a 3-ch na dół.
Zostałem „otoczony” przez czwórkę – nikt mnie z wody nie wygania, ale podchodzą tak blisko, że możemy się szczepić sznurami , nikt się nie pyta czy może – z rozmów wynika że mają zawody, jakieś mistrzostwa koła czy coś takiego.
I zaczęło się, krzyki, wrzaski, przekleństwa – bo ryba się spięła – bieganie po wodzie z podbierakiem do kolegi bo złowioną rybę trzeba potwierdzić wpisem, aż się cisnęło na usta – Panowie jak chcecie sobie pobiegać to wyp…….. na łąkę. Po dwóch godzinach ryby zostały tak skutecznie przepłoszone, że nie brały już na nic. O godzinie 12 wyszli z wody - myślę zostaję, może ryby zaczną brać, ale o 14 byli już z powrotem(druga tura) i wszystko zaczęło się od nowa – zero szacunku dla innych wędkarzy.
A miało być tak fajnie.
Od znajomych wiem, że mieli podobne przygody, włącznie z pyskówkami i wyrzucaniem z wody – czy szary, przeciętny wędkarz nie ma prawa połowić w spokoju, oderwać się od codzienności i spędzić trochę czasu nad ulubioną wodą ? Czy zawodnikowi wolno wszystko, gdzie kultura, dobre wychowanie i regulamin? Czy tych zawodów w roku musi być tyle i wszystkie na Sanie?
Zjeżdża tu pół Polski i organizuje sobie nieoficjalne zawody : mistrzostwa koła, okręgu, o puchar prezesa, największego pstrąga, lipienia i itp. itd. – koszmar.
P.S. od tej pory na San jeżdżę późną jesienią , chociaż i wtedy trafiają się jeszcze jakieś zawody towarzyskie.
pozdrawiam-pj
|