| |
3.
łowienie dla niemiejscowych (ale wyraz
ograniczyć do załóżmy 30 pozwoleń na miesiąc (zależy jaki duży odcinek wody)
Rozumiem, ze w tym kraju szyscy są "miejscowi" a nie miejscowi to australijczycy, czy może pomysł wędkowania 30 km od domu powraca.
Tak ogólnie to problem z tym, ze metodą zakazów, nakazów, limitów, kartek na cukier i talonów na benzyne jeszcze nikomu się nie udało niczego zmienić i poprawić. Daaawno temu spiningowac mogli tylko "działacze" PZW - dla szaraczków to był sport niedostępny. Teraz proponujesz, zeby wędkować mogli tylko miejscowi, ze też w USA, Anglii, Austrii jeszcze na to nie wpadli - pewnie dlatego wciąż maja trochę ryb w wodzie. Samo wędkowanie - z C & R - też zmniejsza popujację (niektóre rybki i tego nie przezywają) ale w minimalnym stopniu. Zaściankowośc z podziałami na "moje" (czyt. prywatne - tylko gdzie prawo własności?) wody jest, moim zdaniem chora od poczatku. 95 procent muszkarzy nie ma w swoich okręgach wód pstrągowych, niektórzy mają do najblizszej pstragowej rzeczki 200 i więcej km. Ci z pomorza mają i po 800-900 do Dunajca i Sanu. I co to już nie miałbym prawa przyjechania nad Dunajec czy Rabę bo limit to jeden 'obcy' dziennie. Bzura. Utopia też, rzeki dalej sa panstwowe, drogi tez - to co mamy tez wprowadzic zakaz jezdzenia po drogach poza obrębem zamieszkania z limitem 30 samochodów "obcych" na miesiąc - degradacja dróg też by się znacznie zmniejszyła.
Zdaje mi się, ze Twoja propozycja to własnie "popadania z jednej skrajności w drugą" nawet bardzo skrajną.
Pozdrawiam,
Wiesław Potoczek
|