|
Piotrze, masz rację. Inkubatory są świetne, bo odgrywają rolę edukacyjną, z tej strony praktycznej, dla osób które je zastosują. To taka budka dla szpaków: jest o tę jedną parę rodziców więcej - ale co dalej bedzie się działo, to będzie to samo co z narybkiem z wylęgarni. No a ten co zawiesił budkę wie kiedy przylecieli rodzice, a kiedy wyleciały pisklęta. Przeżywalność dobrych inkubatorow (na przykład stałego u mnie na podwórku) wahają się od 90% do 35% i są wskaźnikiem przydatności potoku, wody i substratu, a najbardziej ewentualnego drapieżnictwa ukrytych pomiędzy skrzynkami pstrągów 0+ i 1+. Mówię to, żeby innym uzmysłowić, że inkubator to naprawdę raczej granica pomiedzy tym co naturalne a sztuczne, a nie rozwiązania masowe i nie zawsze celowe.
Co do pracy nad naturalnym tarłem: zacząłem na przełomie 1997/98 stosujac miejscowe tarlaki i narybek od nich, w 2007 namierzyłem rasę myślenicką i do tej pory nie mogę się doczekać odpowiedniej ilości ikrzyc - bo mleczaków mam zawsze nadmiar. Gniazd w Rabie zawsze mało, mimo że rzeka pełna żwiru i kamieni. Dopiero przełomem stało się wyburzenie zapór na dwóch dopływach Raby i włączenie do obwodu 2/3 powierzchni jego zlewni, z najmniejszymi dopływami leśnymi. Gniazd zidentyfikowanych jeszcze mniej, a za to narybku ile wlezie.
Po stokroć masz rację rozpowszechniajac żwir o właściwym uziarnieniu, ale nich cię Bóg broni przed zaprzestaniem zarybiania narybkiem o właściwym pochodzeniu i z właściwych linii genetycznych.
|