|
Panie Robercie ja osobiście posiadając wiedzę hobbystyczne - szczątkową zdaję sobie sprawę jak
skomplikowane jest to zagadnienie. Wszystko z czegoś wynika i nic nie dzieje się bez przyczyny więc warto
prześledzić zmiany srodowiskowe, zdać sobie sprawę z tego czym są możliwości produkcyjne danego
dorzecza i skąd się wzięły zarybiania. Same zarybienia też różnią się co do np. ilości, gatunkow
,POCHODZENIA materiału zarybieniowego i stadium jakim się zarybia. Warto też chyba zadać sobie pytanie czy
chciało się widzieć kilka dzikich tarlakow powiedzmy troci na ograniczonej powierzchni tarlisk zastępczych
poprzegradzanej, nizinnej rzeki przymorskiej czy chciało się te ryby łowić i zdać się na nieuchronne w takiej
sytuacji zabiegi hodowlane. Ale nad tym to chyba trzeba było zastanowić się wówczas gdy istniały jeszce
lokalne adaptacje wielu gatunków rybm wtedy też trzeba było myśleć o przeplawkach, ograniczeniu
śmiertelności ryb i zatrzymaniu postepujacych zmian środowiskowych. Bo niestetyprawda jest tak, iż stosując
nawet rygorystycznie procedury targowe nie da się zastąpić naturalnych procesów odtwarzania populacji
zabiegami hodowlanymi. A jak się ich nie stosuje albo trzeba na gwałt wywiązać się z operatu to na
zachodzące zmiany środowiskowe nakłada się niezgodne ze sztuką fachową działanie człowieka i ma się
dokładnie wymieszane populacje gatunków ryb z różnych dorzeczy. A węzła gordyjskiego chyba nie da się już
rozwiązać i wrócić do tego co było kiedyś. Pozdrawiam.
|