|
W skrócie tak. Są koła wędkarskie które położone są w okolicy jakiś wód. Zajmują się tymi wodami, pilnują i
inne takie tam bzdety. To jest "ich woda". Jak mieszkam w Lesku to San w okolicy Leska jest nasz. Nie jeżdżę
do Sanoka czy wody Przemyśla (Wiar, Stupnica, San, itd.), Lublina, Słupska i nie daje ich rybom w łeb. Mam
swoje które wiem czy mogę zabić, czy jak to zrobię nie złowie później już nic. Nie pisze o szkodnikach
wędkarskich którzy płaca 300 po to by naje***ć a o świadomych wędkarzach. A są tacy którzy potrafią jechać
nad morze z Krakowa czy W-wy żeby najechać troci, łososi, szczupłych czy sandacza. Nie pisząc już o
zagranicy.
Przykład "nie moich wód" z moich okolic:
- stawy Hłomcza,
- stawy Szczawne,
- Strwiąż (Ustrzyki Dolne),
- potoki Wołosaty, Czarny, Solinka, Wetlinka, itd,
Wiesz jak szybko znikają tęczaki z Myczkowiec? Wiesz skąd potrafią ludzie przyjeżdżać żeby zjeść? Nie
polowic, zjesc bo paliwo kosztuje. Dochodzą do mistrzostwa żeby tylko je złowić. Mistrzowie tyle że w złym
tego słowa znaczeniu. Ale wedkarsko mistrzowie. Kurwa mać.
Jakbym miał określić jakiś promień o powiedzmy ok 20-30km i wyp***ć jak już tak bardzo chcesz mnie
zdenerwować i podpuścić. Znasz to (chyyyyba) z Czorsztyna wiec nie męcz mnie. Amen.
|