|
Pamiętam te tłumaczenia - Marcówka to był March Brown, a Olszówka to Alder, po polsku żylenica.
Według tej zasady teraz jeżdżę Maryśką (mercedes) a dawniej Polakiem (polonez), podczas gdy moja
żona ciągle jest przyzwyczajona do ludowca (Volkswagen) i czyści dywan odkurzaczem - zamiast
elektroluksem, który w Anglii nazywany był Hoover'em. W ten sam sposób można by tłumaczyś znaną
muszkę Missionary na "na wznak" a Whisky Fly na "wóda", a może lepiej "żołądkowa"? Piękna General
Practitioner (GP) powinna nazywać się "internista" a jest imitacją gotowanej krewetki...
Nie pamietam już nazwiska, ale jak pytaliśmy się na jaką muszkę pewien wędkarz z Nowego Targu łowi
- to zawsze odpowiadał "na koperkową". Wtedy się odpowiadało - "a dziś biorą na popiołkową".
W nazwach muszek warto podawać źródło: bo nazwy rozmnożyły się w tysiące wraz z rozwojem
rozpoznawania naturalnego pokarmu ryb i muszkarstwa na wielu kontynentach, rozszerzenia gamy
sztucznych materiałów wobec zużycia zapasu piór do kapeluszy z XVIII wieku i powstawaniem
charakterystycznych, "autorskich" stylów muszek. Ujednolicić się tego nie da - Słowniki i encyklopedie
muszek wydane w XX wieku jakoś nie mogą doczekać się wielkonakładowych dodruków. A i ciężko je
sprzedać, jak już się znudziło czytać wieczorami od a do z przez ostatnie 30 lat ewangeliczne opisy jak
powstały poszczególne muszki, z czego i dlaczego - zamiast modlić sie do jakiegoś Boga, który
spuściłby nam więcej deszczu. Popytajcie się i dajcie znać skąd są ci mędrcy ze wschodu może by sie
od nich dało deszcz sprowadzić?
No a muszek nie da się opatentować i to jest piękne...
dziękuję za ten głos rozsądku w tej malej dyskusji...
S.
|