|
Inna oczywista oczywistość. Na przełomie 70/80 lat dość często bywałem w Wołkowyi. Zwykle pod
jesień. Do końca września spotykało się jeszcze trochę turystów, przeważnie studentów. Właściwie
jedynym miejscem gdzie dało się przenocować było schronisko PZW za ośrodkiem zarybieniowym. Po
wakacjach raczej pustawe. To była wtedy totalna wiocha. Wieczorami chodziliśmy z kumplami do Kuźni,
gdzie byłem praktycznie jedynym obcym. Z ciekawości wygooglowałem sobie mapę dzisiejszej
Wołkowyi i szczęka mi opadła. Popatrz na Bukowiec, Terkę. Górzanka, jakie to wtedy było zadupie.
Dzisiaj nawet żywego pstrąga można w Górzance kupić, jeśli mapa nie kłamie. Inne miejsca nad Soliną,
miejscowości w zlewni górnego Sanu i górnej Solinki. Pensjonaty, schroniska, agro. Jakieś Spa na
Rajskim, święty Boże. Na Chrewcie przystań żeglarska? Tam wtedy tylko więźniowie wypasali krowy.
Żywej duszy. Ja wiem, że Solina ma dużą pojemność, ale wszystko ma swoje granice. Może to pół
wieku jej istnienia to ta granica? Mogę napisać ile ryb było w Sanie na Rajskim, ile było w Zwierzyniu, ile
łowiłem pstrągów i kleni na tym krótkim odcinku Solinki pomiędzy dolnymi mostami, tymi przed
Bukowcem. Bez sensu. Jest jak jest i nie są winne głowacice, lipienie, pstrągi i cała reszta, że ich mniej
na Sanie niż kiedyś.
|