f l y f i s h i n g . p l 2025.11.18
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
FORUM  WĘDKARSTWA  MUCHOWEGO
Email: Hasło:
Zaloguj automatycznie przy każdej wizycie:
Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś: Załóż konto

Ostani post! Temat: Odp: Ochrona wód w Polsce, PSR, SSR, prywatni użytkownicy. Autor: Maciej Wilk. Czas 2025-11-18 01:06:23.


poprzednia wiadomosc Odp: Historie z …. : : nadesłane przez mart123 (postów: 6487) dnia 2025-02-12 09:56:21 z *.dynamic.chello.pl
  Myślisz, że w okresie międzywojennym można było legalnie łowić
ryby w Sanie waląc je w łeb lagą, przy okazji nie posiadając
stosownych papierów?
  [Powrót do Forum] [Odpowiedz] [Odpowiedz z cytatem]    
 
Nadawca
Data
  Odp: Historie z …. [1] 12.02 11:01
 
No właśnie jak to było przed wojną?. Ci co jeszcze pamiętali tamte czasy już dawno są w krainie
wiecznych łowów. Kolega spod Dynowa (prawobrzeżny odcinek Sanu), również wędkarz mówił mi
niejednokrotnie o nocnych połowach przy pomocy latarki, z "pychówek', na ostkę, o określonych porach
roku. Natomiast "za gówniarza" miejscowi chłopacy łowili w zasadzie przez cały rok, a w zimie to z tzw.
"okrajek lodowych', czy też na "okrajkach", gdzie widzieli - jak w akwarium całe stada ryb. Ryby te płoszyli,
a następnie wyłapywali na tych okrajkach. Pamiętam te pychówki. Trochę ich było, także konstrukcji
metalowej, spawanej, użytkowane były zarówno do punktowego poboru kruszywa bezpośrednio z
rzecznego dna, jak tez wykorzystywane były do nocnych, głównie letnich połowów, na powyższą ostkę.
Niedaleko takiej przycumowanej do brzegu pychówki, w okolicach Nozdrzca, powyżej zamku, w silnym
nurcie można było (w 80-tych latach) nieźle połowić lipienia, najlepiej w czasie jesiennych połowów, ale
nie tylko..
 
  Odp: Historie z …. [0] 12.02 18:23
 
Co do samych uprawnień przed wojną było mniej więcej tak:

Zakładając że nie mieli zezwolenia ani książeczki wędkarskiej na Sanie łowili nielegalnie.
Co prawda jeśli mieli kartę wędakrską (5 zł) to mogli w starostwie nabyć za opłatą skarbową
zezwolenie - niedrogo. Chyba że obwód był wydzierżawiony wtedy oprócz książeczki tyle ile im
powiedziano.

Ale np na Narwi, jeśli były spełnione pewne warunki,
mogli łowić całkiem legalnie bez żadnych
papierów czy zezwoleń do 1932 r. a przy odrobinie szczęścia do maja 1937 r.

Natomiast na Warcie czy np. na Pszczynce, do 1932 r musieli co prawda uzyskać pozwolenie (kartę
na obwód), ale to wydawano każdemu bez problemu kto się zgłosił i zapłacił 1 zł (1 w 1926 r) w
starostwie. Chyba, że wodę dzierżawiło jakieś towarzystwo Wtedy towarzystwo wydawało zezwolenie
ok. 100 - 130 zł (równowartość wypłaty).

Po 1932 r za wyjątkiem wód przyległych do gmin włościańskich w na terenach byłego zaboru
rosyjskiego (tu ustawa wchodziła w 1937 r.) płacąc za kartę 6.5 zł mogli od razu poprosić w
starostwie o pozwolenie - za opłatą skarbową. Chyba że woda była wydzierżawiona np towarzystwu
to wtedy tyle co im powiedziano.

Płacąc za kartę te 6.5 wpłacali na składkę na zarybienie i ochronę wód.
Z tej składki finansowano zarybienia
___

Jeśli chodzi zaś o metody połowu, co do zasady można było łowić wszystkim co jest niezakazane. po
1932 r, podzielono na wędki i pozostałe narzędzia. Wędkarz mógł łowić tylko wędką, a rybak
wszystkim co nie zakazane.

Pozdr Maciej
 
  Odp: Historie z …. [9] 12.02 17:31
 
Mart.
Ty chcesz ludziom którzy przeżyli zabory, Powstanie Styczniowe, I Wojnę Światową mówić
że są/byli kłusownikami? To tak jakbyś chciał teraz Ukraińców żyjących na zajętych przez
Sovieta ziemiach (Donbas, Krym, itd) rozliczać z tego co robią na swojej ziemi. Oni byli na
swojej ziemi i wszystko co na niej było (urosło, wylęgło się, żyło) było po to żeby przeżyć. Do
tej pory na wioskach potoki i rzeczki to ich ziemia. Nie PZW Krosno czy New Sącz. To tzw.
Indianie. Miejscowi. Oni wiedzą co gdzie żyje, rośnie i jak to zdobyć jak jest taka potrzeba.
W dupie mają PZW, Straż, ochronę. Wiedza co i jak bo są „na swoim”. Każdy inny (nie
miejscowy) jest obcym, przyjezdnym, szkodnikiem ich własności. Przykłady? Średnia Wieś,
Bachlawa, Myczkowce, Zwierzyń, itd, itp. Wszędzie podobnie.

A tym bardziej oceniać dzieci. Dzieci które nie miały Kinder Bueno, Snickers czy IPhona
wsadzonego w łapki przez „zajętych” na maxa rodziców aby je „ogłupić” i czymś zająć żeby
doopy nie zawracały. Jedyna ich rozrywka to była zima bo poza nią zapier****li od świtu do
nocy jak dorośli. Jak zapier****li mogę opisywać. Pamiętam to dokładnie. Z książek też
mogę dodać. Po co to robiły? Po to żeby przeżyć. Nie z nudów. Z pomysłu na
kłusowanie/rozrywkę. Wędkarstwo. Wędkarstwo to fanaberia wymyślona przez elity i dla elit.
Nawet ówcześnie. Takich elit jak ja czy Ty, gdzie jedynym celem jest rozrywka. Gościni
doda- „męczenie ryb”, bezsensowne znęcanie się. Latem te dzieci (ze wsi) śmigały na boso
do szkół w Lesku. Fotki ci wrzucić? Buty mieli na zimę. Z wiadomych względów.

Pamiętaj, każde czasy mają swoje reguły, zasady, korzyści. Nikt w tej chwili Ciebie nie
rozlicza za to co robisz ale w przyszłości będziesz oceniany. Na pewno niesłusznie. Nie
oceniaj wiec tych którzy żyli w czasach w jakich musieli żyć i przeżyć. To tak jakby oceniać
poczynania ludzi podczas II wojny Światowej i okupacji hitlerowskiej. Ja w to nie wchodzę.

Wpis ten przytoczyłem jako historię. Historie czasów minionych ale jak wszyscy wiemy
historia/fortuna kołem się toczy. Obyśmy nie musieli się kiedykolwiek poczuć jak ci z cytatu.

Inne wpisy dotyczącej historii Leska i okolic jeszcze będą. Wrzuciłbym fotki okolic, rzeki San
jak to wyglądało przed zaporą ale niestety nadal foty tu nie wchodzą.
 
  Odp: Historie z …. [8] 12.02 18:12
 
No wiem, wiem. Jesteście na swojej ziemi i dlatego wolno Wam było
łupić San kulą wodną, już to kiedyś pisałeś. A tzw. miejscowi powinni
mniej płacić od przyjezdnych za łowienie w Sanie bo to ich woda. To
też pisałeś. A jak ktoś przeżył zabory i wojny to już mógł sobie
odpuścić przestrzeganie prawa.

Niestety, to nie wasza ziemia a nasza i nie wasza rzeka a nasza. Ja,
choć mam do Leska 250km mam dokładnie takie same prawa (i
obowiązki) do bieszczadzkiej ziemi takie jak Ty i takie same do wód
płynących. To, poza oczywiście własnością prywatną, nie żadne
Wasze dobra, nie macie do nich żadnych nadzwyczajnych praw
wynikających z faktu, że nad nimi mieszkacie.
A propos biednych bieszczadzkich dzieci. Poznałem jednego takiego
biedaka, syna naszego gospodarza. Głodne dziecko, które przeżyło
Stan Wojenny, za noc pod Gruszką z ostką i latarką przynosiło pół
worka pstrągów i lipieni. I tak co drugą noc. Takich dzieci i
młodzieńców było wielu, ale jakby co to ryby w Sanie wytłukły
Krakusy.
 
  Odp: Historie z …. [7] 13.02 09:24
 
Taaaa. Zwłaszcza podczas zaborów i przeróżnych okupacji była "nasza".
"Nasza" jest również Księżyc, Mars, Alaska, Islandia, itp. Masz pełne prawo, bierz.

Żydzi którzy uciekli przed rzeźnią pewnych fanatyków do teraz mówią że coś jest "nasze". Prawie po stu
latach. Uchodźcy/emigranci/przeróżni "przyjezdni" też mówią że planeta jest "nasza". Nie ma granic. Najlepiej
przyjechać na gotowe. A nie tworzyć, budować, odkrywać, walczyć i ginąc za coś co jest "nasza". Po co skoro
z auto jest.

Najlepiej żeby każdy swój nasza "ogródek" dopilnował (na śmierć i życie) i wtedy może każdy będzie miał
"nasza". Jeżeli nie, przyjdzie inny. Zdobędzie, przejmie i będzie miał swoje "nasza".

Takie to mamy nasza. Wymarzone.
 
  Odp: Historie z …. [6] 13.02 15:20
 
Jasne...
każdy, kto mówi nasze/moje musi mieć do tego tytuł - własności, użytkowania, dzierżawy itd.
Jeśli tego niema może mieć "prawo moralne" do czegoś, o co dba, pracuje na rzecz itd.
Samo płacenie składek stawia wędkarza raczej jako klienta a nie pełnoprawnego członka stowarzyszenia,
a już mieszkanie nad wodą nie daje żadnych praw, nawet moralnych.

 
  Odp: Historie z …. [4] 13.02 15:48
 
Zwłaszcza po upadku zaborów, okupacji (Nazi, Stalin, innych) gdy wszystko jest nie
wiadomo do końca czyje. W Hiszpanii zostawisz chałupę bez kontroli na II tyg. i jakiś cwany
obcy (przyjezdny) ją zajmie i masz z nim problem. Czasy ówczesne, ewolucji gospodarczej,
prawnej, demokratycznej, nie zaborów.
Nie sądzę żeby swoje „dobra” każdy kto w swoim życiu dorobił się ciężką praca tak chętnie
oddawał innym, którzy przyjdą z hasłem na ustach (każdy ma prawo i jest tak samo moje jak
i twoje).
 
  Odp: Historie z …. [3] 13.02 16:36
 
Wody są państwowe na mocy prawa. Nie miejscowych. O czym tu dyskutować. Mówię o
rzekach z jeziorami jest trochę inaczej
 
  Odp: Historie z …. [2] 13.02 17:37
 
Zgadza się. Nie dyskutuje. A państwo to kto? Z tego co wiem państwo tworzy społeczność.
Jakaś.
Nie bronię rownież zachowań niezgodnych z prawem. Gorzej gdy ktoś na to zezwala,
choćby z braku kontroli „swojego” i odpowiedniego karania jego naruszeń. To jakby zachęta
do takich postępowań.
Jak pisałem, po zaborach (przeróżnych) wszytko było nie nasze. Aż w końcu przyszła
wolność czyli odebrało się „swoje” zaborcom i wyglądało to jak opisałem ze wspomnień
książkowych. Ciekawią mnie takie rzeczy i informacje bo wtedy człowiek wie jak naprawde
było a nie z wydumanych wyobrażeń lub bzdurnych tez ludzi którzy pojęcia nie mają jak i co
wyglądało. Zwłaszcza interesuje mnie historia zlewni, dorzecza i okolic Sanu.
 
  Odp: Historie z …. [0] 13.02 17:50
 
Ja wiem jak to było tylko nie chcę TUTAJ o tym dyskutować.
 
  Odp: Historie z …. [0] 14.02 11:04
 
Niech kolega przeczyta (a może już to zna): Tadeusz Sulimirski - "Rybołóstwo na Górnym Sanie" (LA
PECHE SUR LE HAUT SAN). Jest to niezwykle ciekawa prezentacja opisująca jak to drzewiej - w
dwudziestoleciu międzywojennym rybacy poławiali ryby, "jadąc" od dołu w górę rzeki, w miejscowościach:
Mrzygłód, Trepcza, Zasław, Postołów. Polecam i pozdrawiam.
 
  Odp: Historie z …. [0] 13.02 15:59
 
Jasne...
każdy, kto mówi nasze/moje musi mieć do tego tytuł - własności, użytkowania, dzierżawy itd.
Jeśli tego niema może mieć "prawo moralne" do czegoś, o co dba, pracuje na rzecz itd.
Samo płacenie składek stawia wędkarza raczej jako klienta a nie pełnoprawnego członka stowarzyszenia,
a już mieszkanie nad wodą nie daje żadnych praw, nawet moralnych.

Dlatego też zdziwieni byliśmy, kiedy we dwójkę łowiliśmy poniżej Postołowa (na wysokości skałki) w
latach 90-tych. Otóż przyszedł tubylec i w chwili kiedy zaczęliśmy już wchodzić do wody - kazał
natychmiast opuścić ten teren, wskazując, ze to jego woda i on ma prawo jedynie tutaj łowić.
Zaniemówiliśmy jednocześnie, ale, żeby nie zaogniać sytuacji dyskretnie zeszliśmy nieco w dół rzeki.
Zupełnie inną historię przeżyłem nieco wcześniej w Hoczwi, kiedy przeszedłszy przez Hoczewkę na
wysokości ceglarni przechodziłem skrajem pola udając się na łowisko. Otóż w pewnym momencie , nagle
wyskoczył z krzaków miejscowy gospodarz przystawiając się do mnie z widłami. Stwierdził, jednoznacznie,
ze ma dosyć już tego ustawicznego użerania się z pseudo wędkarzami, którzy bezczelnie tratują mu bez
przerwy zboże, wskazując też ręką na to "dzieło". Istotnie kawał pola był dokładnie stratowany, o czym
świadczyły ślady po gumiakach (woderach, czy spodniobutach). Nieco ochłonąłem już później na łowisku,
bo sprawa z mojej perspektywy nie była za ciekawa..
 
       


Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus