|
Źle to odbierasz, nie robię niczego czego bym nie chciał.
Operat co do zasady sam sporządzam (tak mówi rozporządzenie) – więc robię to, co w nim
świadomie wpisałem, a nie „wbrew sobie”. Tu masz takie ogólne założenia "operatowe", co do
gatunków i dlaczego:
Pstrąg: moje obecne zarybienia nie mają już na celu odtworzenia populacji; są inne powody, dla
których je ciągle prowadzę i to świadomy wybór. Częściowo powody które podałeś.
Lipień: był tu historycznie (XIX w.), więc to próba restytucji; na razie wychodzi – ryby się trą. Co
będzie dalej, zobaczymy; jeśli nie wyjdzie, przestanę zarybiać. Więc znowu świadomy wybór.
Dodatkowo:
Brzana: restytucja po wymarciu w latach 80. Znowu cel wiec środowiskowy.
Świnka: zarybienia po dewastacji stanowisk 2013–2014 przez Wody Polski, ale wygaszam, bo jej jest
już dużo. Mam zamiar jeszcze spróbować z miętusem, który zniknął z obwodu gdzieś koło 2008 r, ale
nie udało mi się zakupić z tego źródła z którego bym chciał go kupić, jak kupię to zarybię.
Mówiąc prościej: nie robię niczego, do czego nie mam przekonania — działam zgodnie z tym, co sam
uważam za sensowne. Wydaje mi się, że robię coś fajnego, przynajmniej z mojej perspektywy.
Gdybym miał robić coś tylko po to, żeby spełnić cudze oczekiwania (przepisy) i na tym zarobić,
dawno bym to rzucił. Po prostu w tym na taką skalę nie ma pieniędzy, za to użerania jest mnóstwo.
Negocjować „pionierskie działania” z WP w sprawie zarybień? Nie widzę sensu ani powodu. Nawet
bym nie chciał. Na gospodarce rybackiej się nie znają, a operat i tak jest mój, jak go przygotowałem
tak też go realizuję. Z WP mogę co najwyżej negocjować inne postanowienia wynikające z ustaw i
umowy – i to właśnie robię, niestety w sądzie, bo „po dobroci” nie idzie.
Pozdrawiam,
Maciej
|