| |
Ostatnio, w wolny dzień, w końcu wybrałem się pomęczyć ryby. Wiadomo jakie. Nie jakieś
tam głowacice. Lipienie lub pstrągi, które mogły wziąć muchę. Kilka dni wcześniej byłem
rozpoznać teren, z psem, bo chciał (chyyyyyba) na „spacerek” i o dziwo „zbierały”. Coś
zbierało, niby muchy płynące, na czy pod powierzchnią, ale spytany muszkarz mówił że
jeszcze nic nie wyjął bo nie może „trafić w muchę”. Mimo że przewalił prawie całe pudełko.
Przyjeżdżam, oczka są, muchy jakieś płyną a ja nic nie potrafię skusić. Trzy godziny
„wrosłem” w jedno miejsce że nawet stopą nie musiałem ruszać. Tylko muchy zmieniałem i
raz, na samym początku, dowiązałem przypon 0.09mm. Niestety wyjąłem (chyba
przypadkowo) jednego pstrąga (ok 30cm). Ryby były duże, wiele, dużo sztuk w zasięgu
rzutu (9-12m), widziałem doskonale jak wychodzą i co zbierają, ale nic nie byłem w stanie
wskórać. Nawet nie wiem jakie to gatunki były. Mogę jedynie przypuszczać i zgadywać po
kształcie płetwy grzbietowej, pysku czy sposobie zbierania owadów/larw z okolic
powierzchni wody.
No i nie udało mi się „poznęcać” na niczym. Zmarzłem jak pies (chyba z bezruchu) ale
szczęśliwy widząc piękne zbiórki i płynące jęteczki na wodzie.
Tak się skończyła moja wyprawa na celowe znęcanie się nad rybami. A w planach były
normalne lipienie. I co się okazało. Że byłem za cienki. Ryby stały, zbierały, a moje muchy
widziały (chyba wraz z przyponem) i omijały je nie reagując na nie wcale. Nie wiem czy nie
znęcały się nade mną. Ja się cieszyłem że okazałem się za cienki. Ważne że kolejny raz
nauczyły mnie pokory. Ale pomysł na imitację już mam. Czy skuteczną? Okaże się przy
kolejnym męczeniu.
|