|
Koledzy,
Takie wyliczenia odnośnie każdej utzrymywanej wody powinny (muszą!) być przedstawiane podczas posiedzeń gremiów decydujących o zarybieniu wód przed zatwierdzeniem planu zarybienia na kolejny rok. Inaczej to błądzenie dziecka we mgle. Obojętne czy będzie to stowarzyszenie, klub czy prywatna grupa lub osoba.
Byłyby podstawy do podejmowania decyzji dotyczących tego czy decydujemy się wydać pieniądze na "poprawianie natury" i wspomaganie naturalnego tarła ( w ślad za czym muszą iść regulacje wędkowania i organizacja łowisk - np. długość sezonu, ochrona tarlisk, mateczniki itp.), czy zarybiamy drożej, a w sposób bardziej zbliżony do natury czy wreszcie najtaniej a całkiem "sztucznie" (oczywiście upraszczam tok rozumowania), czy wreszcie stosujemy kombinację wszystkich sposobów i w jakich proporcjach.
Do takich rozważań trzeba dysponować danymi. Jak je zdobyć - nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Muszą pochodzić od wędkarzy. Od nich ma je JJ.
Można natomiast przyjmować zakłady o to kto w Polsce dysponuje takimi rzetelnymi danymi poza JJ. I nie jest to dowód na to, że tylko prywatne zarządzanie wodami jest skuteczne ale wskazówka do działania dla wszystkich podmiotów.
Wędkarze nie muszą brać udziału w tych pracach osobiście ale muszą interesować się tym "z czego żyją", a raczej z czego żyje ich rzeka, wiedzieć jaki jest cel prowadzenia ewidencji zarówno dni wedkowania jak i zabranych ryb, wspierać tych, którzy dla nich wykonyują pracę i szanowac ten dorobek. Muszą również, w obecnych warunkach cywilizacyjnych i tzw. urbanizacji wód interesować się skąd wzięły się ryby, które łowią i mieć świadomośc ile to kosztuje. To z tej wiedzy wzięło się słynne powiedzenie będące u podstaw wprowadzania całkowitego C&R (nie tylko ograniczonego do ryb chronionych) w niektórych rzekach USA, zwłaszcza tych, które nie są łowiskami "put & take" - "Pstrąg w rzece jest zbyt cenny aby go złowić tylko raz". I pragmatyczni Amerykanie dobrze to zrozumieli.
Życzę tego i nam wszystkim.
Serdecznie pozdrawiam
Jurek Kowalski
|