|
Czyżby poczuł się Pan urażony Chyba nikt nie miał takiego zamiaru .
Choć w sumie ja też nie lubię tej zielonej gęby z petem .
A tak zupełnie na poważnie to sama idea no kill jest , tyle tylko, że jak słusznie zauważyło wielu rozmówców istnieje wiele przeciwskazań z których najważniejszym jest kłusownictwo . A że nie jest to bezpodstawne rozumowanie to dowodem na to były w latach osiemdziesiątych dwie nieduże rzeczki koło Krakowa o ogromnej presji wędkarskiej, gdzie na znacznym odcinku dopuszczona była każda przynęta za wyjątkiem białych robaczków, a mimo to żyło tam sporo pstrągów w tym okazy medalowe.Prawidłowe zarybianie plus brak regulacji i zanieczyszczeń przy marginalnym kłusownictwie utrzymywały populację ryb łososiowatych na przyzwoitym poziomie,
mimo braku zasady no kill.
Dlatego zasada no kill ma szansę powodzenia tylko na dobrze strzeżonych wodach takich o jakiej Pan pisze parę postów wyżej.
I mogę Pana zapewnić, że będąc czasem tylko kilka razy nad wodą z muchówką i zabierając raptem kilka ryb rocznie zabijam ich mniej niż wielu sportowców łowiących i wypuszczających kilkaset albo i więcej ryb.
Wytępmy kłusownictwo , stwórzmy kilka odcinków no kill i porównajmy efekty po paru latach. Ale zostawmy też odcinki dla
"mięsiarzy" , oraz dopusćmy
chociaż zabieranie innych ryb niż łososiowate na odcinkach "no kill".
I jeszcze jedno: proszę pamiętać, że wszystkim nam zależy aby w naszych wodach było jak najwięcej ryb
|