|
Prawdopodobnie masz całkowita rację. Jeżeli już nie całkowite „no kill”, to jedyną ryba konsumpcyjną (zabieraną) z takiego łowiska powinien być, w tym celu wpuszczony, tęczak. Oczywiści zdrowy tęczak, bo sporo tych ryb choruje, szczególnie w części północnej kraju. Natomiast „no kill” na pozostałe salmonidy i lipienia. W ciągu dwóch, trzech lat stado tubylczej ryby powinno się znacznie umocnić , o ile są tam naturalne tarliska i będą właściwie zadbane. Podrosną tez osobniki obecnie tam występujące. Pstrąg potokowy (duży lipień również) są znacznie agresywniejsze od hodowlanych tęczaków i radzą sobie z nimi bez trudu. W niektórych rzekach USA gdzie próbowano introdukować „potoki”, bardzo szybko zaczęły one wypierać rodzimego tęczaka, amerykanie mieli z tym sporo kłopotów.
To jest zasadniczo jedyne halo jakie miałem do sanowego spec-łowiska, właśnie wpuszczanie potokowych tarlaków, miast dać podrosnąć dzikiej, tubylczej populacji, a dla gawiedzi dosypać tęczaka.
Bezsensowne kryteria operatów opierające się na sypaniu wszystkiego i wszędzie byle więcej, nikt nawet nie próbował tego oprzeć o prawdziwe badania i realne potrzeby rzek i to właśnie w tym wszystkim jest najsmutniejsze. No ale pożyjemy…….
pozdr.
BT
|