|
1. Czy klejonki wyprodukowane w Polsce przed laty są dobre.
2. Jakie „wytwórnie” klejonek polskich są uważane za najlepsze
3. Czy ktoś łowi(ł) klejonką proszę o opinie
4. Jakie klejonki są uważane za najlepsze na świecie
ad1) Z dobrego materiału - dobre, ze złego - złe. W wydaniu polskich klejonek ZAWSZE była to loteria, gdyz nasi producenci mieli takie tyczki tonkinowe, jakie akurat udało się im dostać, a dostawali przeważnie material kiepski. Angielskie firmy miały w Indiach specjalne plantacje tonkinu, którego tyczki sortowali na miejscu (odpadało tam ok. 90%, reszta była wysyłana do Anglii, gdzie następowało drugie sortowanie, w wyniku czego niewiele materiału I klasy przeznaczano do wyrobu wedzisk - stąd taka była ich wysoka cena (bo jakość extra - co widzimy po ich kilkudziesięcioletnim używaniu).
ad2) Klejonki w Polsce wykonywali, m. in.: pan Pajor z Krakowa (mial stosunkowo najlepszy materiał), pan Gut z Krakowa (rzadko sam wykonywał, raczej korzystal z gotowych blanków p. Pajora, które uzbrajał i podpisywał swoim nazwiskiem), pan Kaplik z Krakowa (wykonania staranne, lecz z niezbyt chyba mocnego materiału), pan Kubacki z Katowic (tych wędzisk nie próbowałem, więc się nie wypowiadam). Być może byli i inni, lecz mniej znani w naszym środowisku. Klejonki wykonywano także w obecnie dawno nieistniejącej Spółdzielni "Sprzęt Rybacki". Ich jakość bywała różna, (raczej kiepska), wykończenie siermiężne, ceny przystępne.
Jednak mam największe zaufanie do wyrobów p. Pajora, bo wielokrotnie asystowałem mu przy jego pracach i obserwowałem wyjątkową staranność przy doborze najsztywniejszych segmentów i ich sklejaniu. Ich wykończenie było niezbyt staranne (lakier, przelotki), ale materiał blanków był najlepszy z możliwych, a przy klejonkach jest to najważniejsze.
ad3) Przez wiele lat łowiłem wyłącznie na klejonki (mucha, spinning) i mile wspominam pracę z nimi. Osobiście uważam, (po wieloletniej praktyce z włóknem sztucznym), że np. muszkowanie klejonką jest pełną przyjemnością, natomiast nawet najlepsze wędzisko z tworzywa - to tylko połowa radości, ale to moje zdanie. Klejone wędziska poprostu inaczej pracują. Z satysfakcją wspominam szczęśliwe wyholowanie (wyślizgiem!) głowacicy 74 cm dwuczęściową delikatną muchówką lipieniową (odpowiednik - linka nr 4), jakiego to wyczynu nie odważyłbym się wykonać np. Fenwickiem do linki nr 4. Zauważyłem, że klejonka pracuje swą sprężystością do samego końca (każdego lipienia wyholowywałem klejonką - bez problemów - do ręki, natomiast włókno syntetyczne doprowadzało rybę na pewien dystans, po czym sprężystość takiego wędziska nastręczała pewne problemy z doholowaniem ryby do siebie). Także klejony spinning - z racji swej naturalnej sztywności końcówki - umożliwial lepsze spostrzeżenie każdego trącenia przynęty (nawet płynącego wodą listka). Zbyt wiotka końcówka z plastiku nie pozwala skutecznie mocno podciąć brania (co ma kapitalne znaczenie w przypadku głowacicy). Nie wiem, czy ktoś mi uwierzy, ale każde branie głowacicy przy klejonce kończyło się wyholowaniem ryby, natomiast w przypadkach używania spinningu z włókna miałem wiele spadnięć tej ryby.
Resumując: Po "przerobieniu" przeróżnych plastikowych wędzisk, warto sięgnąć po zapomniane nieco klejonki - BO WARTO!!!
ad4) Z doświadczenia powiem, że jednak stare angielskie klejonki są na pierwszym miejscu (przedwojenne wykonania firm: Hardy Brothers, Milward and Bartlett). Ostatnio widać na rynku klejonki (muchówki) Orvisa - napewno bardzo dobre, pięknie wykończone, ale cholernie drogie, bo warte tych pieniędzy, dla koneserów wędkarstwa muchowego. Są to muchówki "dla tych, co już mają wszystko". Kiedyś zdobyłem przedwojenną 3-częściową muchówkę Hardy'ego (w dosyć przyzwoitym stanie) - od czasu do czasu łowię na nią - i to jest to!!!
Stare klejonki jeszcze "plątają się" po Polsce, więc warto rozpytywać o nie w gronie zanjomych. Podam przykład: Kilkanaście lat temu widziałem jak pewien pan lowił "na grunt" z dwuczęściowej łososiowej muchówki Hardy'ego!!! Wędziska tego jednak nie kupiłem, gdyż było w okropnym stanie [oryginalny lakier zdarty razem z wierzchnią, najtwardszą warstwą włókien tonkinu, szczytówka obcięta (skrócona, "żeby kij był sztywniejszy na brzany"), agatowe przelotki wymienione na druciane, korek, uchwyt i skówki nie oryginalne). Wędziska tego więc nie kupiłem, bo to był już muszkarski szmelc. Drugi przypadek: Był do sprzedania "oryginalny" przedwojenny trociowy dwuczęściowy Crown Houghton (Hardy'ego). Przy bliższym badaniu "towaru" stwierdziłem, że ktoś (nazwisko znam!) remontujący ten zabytek skócił szczytówkę, a na dodatek - ze środków obu części usunął (!!!) stalowy pręcik mający w konstrukcji wzmocnić wędzisko. A żeby jeszcze więcej - oryginalne skuwki "lockfast joint" zamienił na chamskie mosiężne (takie ze sklepu na ul. Siennej w Krakowie). Od tej transakcji odstąpilem, gdyż wędzisko w takiej postaci ma dla mnie wartość, ale opałową.
Przy starym sprzęcie patrzymy na: lakier, przelotki, skuwki i uchwyt, kształt wędziska po jego złożeniu, a przede wszystkim na KATALOGOWĄ DŁUGOŚĆ WĘDZISKA (często w stopach i calach)
Te ostatnie kilka zdań - ku przestrodze kupujących stare klejonki.
SERDECZNIE POZDRAWIAM!
|