| |
Nie wiem jak jest na Podhalu, ale na nizinnym Dunajcu miejscowi tak dbają o wodę, że w tydzień wyłowili kilkaset troci i łososi znakowanych :/ Wg mnie to logiczne, że tubylcy powinni dbać o swoje rzeki, bo to dla nich są najcenniejsze, ale większość osób tak nie myśli. Poza tym dbają Ci co płacą składki i mają jakieś poczucie etyki. A większość prostych i ciemnych chłopków z nadrzecznych wsi to nie wędkarze, ale ludzie z wędką (albo prądem). Nie widziałem nigdy tzw. miejscowego, który wypuszcza rybę ponad wymiar, za to często widzę jak napychają siatki. Jeszcze gorsze relacje przedstawiają wędkarze z Tarnowa, którym najbardziej zależy na rzece, a z racji miejsca zamieszkania lepiej widzą co się dzieje. Jest to zwykła pazerność i głupota. Kiedyś mój tata rozmawiał z jednym dziadkiem i ten mu powiedział, że ma już 3 karpie ze stawów pod Tarnowem, to teraz przyjechał do Roztoki po następne 
Nie twierdzę, że każdy miejscowy to kłusol albo mięsiarz, ale większość z pewnością tak. W nowosądeckim może ma to mniejszy wymiar, bo przyjeżdża tam tysiące wędkarzy "obcych". Ale na mniej popularnych rzekach szczególnie dobrze to widać. W Wiśle w Krakowie ryb jest sporo, jednak coraz mniej i widać świetnie jak lokalni wędkarze redukują populację. Do Mogiły dojeżdża popularny autobus, więc w środku tygodnia ciężko nieraz o miejsce. Są tacy co w miesiącu są 40 razy nad Wisłą. I łowią i zabierają.
Chociaż z drugiej strony najbardziej przełowionym odcinkiem Wisły jest ujście Skawinki, które najeżdżają Ślązacy.
Pozdrawiam Bartek
|
