|
Przepisy muszą być tworzone zgodnie z zasadami prawa.
Zapis o stosowaniu jednej nieobciążonej muchy z określeniem maksymalnej gęstości stosowanych materiałów, aby uniknąć sytuacji kiedy wymieni się w przepisach wolfram, miedź i ołów, a ktoś zastosuje osm
... jest przepisem jasnym i klarownym. Do tego dodać zapis o tym, że haczyk nie może być konstrukcyjnie pogrubiony i mysz się przez taki zapis nie prześlizgnie. Jakby tego było mało, można określić maksymalną grubość haczyka dla danej numeracji, robiąc wcześniej odpowiedni pomiar dla najgrubszych obecnie na rynku haczyków (np. kiełżowe na grubszym drucie). Kamyczki przyklejane na silikon w imitacji domkowca też nie przejdą. A jakby ktoś chciał sobie łowić spod kija w głębokiej rynnie na jedną nieobciążoną muchę - niech sobie łowi.
Ciągle powtarzam, żeby nie leczyć objawów, tylko chorobę. To nie nimfa jest problemem, lecz możliwość zabijania zbyt dużej ilości ryb w porównaniu do naturalnej produkcji łowiska.
Na kilkudziesięciu małych i średnich rzekach górskich i podgórskich od jutra nie będzie super, zapis w informatorze nic nikogo nie kosztuje. Dobre gospodarowanie wymaga już działań kompleksowych i nie każdy prezes okręgu ma na to ochotę i energię do pracy. Myślę, że jedno i drugie sobie nie zaprzecza. Można by dać nawet ludziom ultimatum, że łowisko będzie dostępne dla wszystkich metod sztucznej muszki, gdy ileś tam procent odcinków tej rzeki będą stanowić OS-y (coraz tańsze na skutek konkurencji). W przeciwnym razie nie można dawać ludziom takich forów do łowienia, bo po prostu zjedzą mięcho z każdego dołka.
W naszej rzeczywistości obecnie jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest tworzenie odcinków C&R, choćby niedużych, bo wtedy nadwyżka produkcji spływa i może być bez uszczerbku zabierana (bo i tak wymarłyby). Na OS na Sanie każdy może sobie połowić *do bólu* na nimfę, suchą, streamera i co jeszcze chce, a ryb ciągle jest dużo. Poniżej OS jest właśnie sporo ryb z tej nadwyżki. W ten sposób wilk jest syty i owca cała.
Dobrze, ale między OS-ami, poniżej czy powyżej nich, też limity mogą być mniejsze, wymiary wyższe, a w mniejszych rzekach dodatkowo tylko jedna nieobciążona mucha. Zgodnie z zasadą, że jak się więcej płaci można więcej wymagać. Za składkę i opłatę okręgową (czyli za grosze), łowić z ograniczeniami z uwagi na ograniczony budżet, na OS-ach większe prawa połowowe. Natomiast jest niesprawiedliwością, że na OS Sanu ludzie płacą i wypuszczają ryby, a poniżej za darmochę można te ryby łowić i zjadać w ilościach nieprzyzwoitych (limity w RAPR są chyba dobre w Mongolii). Po prostu nas na takie rozdawnictwo mięsa nie stać. Mięsa sponsorowanego przez płacących sporą kasę nokillowców. Jedna ryba powyżej 40 cm (pstrąg i lipień łącznie) w zupełności wystarczy każdemu, kto umie jeszcze obrać ziemniaczki, sporządzić półdzwonki i zrobić surówkę.
Decyzje ws. gospodarki nie mogą polegać na *uważaniu*, lecz na zdrowych podstawach opartych o wiedzę i wyniki opracowań naukowych.
Naukowcy nie mogą mieć monopolu na prawdę, tym bardziej, że różne są wyniki opracowań naukowych i badania bywają przeprowadzone dobrze, a czasami nie. Nikt nie mówi o argumentach typu "tak bo tak" "nie bo nie". Znam wielu pracowników naukowych, których inteligencja jest znikoma a plan prowadzenia badań jest z gruntu wysokoenergetyczny i zwyczajnie głupi. Nie raz można było wykonać prostszy i tańszy test na przykład na chemizm wód, ale z większej ilości miejsc i bardziej rozłożone w czasie, przez co wnioski byłyby ciekawsze, ale poważne stosowanie norm i przepisów prawa w aspekcie na przykład badania jakości wody powoduje, że bada się wiele nieistotnych dla danego pytania naukowego składników chemicznych, obniżając walor pracy naukowej o szerszą analizę pewnego najbardziej reagującego na badany proces markera chemicznego. Takich przykładów wydawania pieniędzy na bezsensowne badania mógłbym opisać więcej. Akurat w systemie który produkuje magistrów i doktorów dla tytułu, trzeba się dobrze napracować aby znaleźć rzetelne źródło naukowe. I badania zachodnie nie są w tym względzie jakąś świętą krową. Jak to mówią ludzie starej daty z siwizną na głowach, przed wojną szkoła lepiej przygotowywała gimnazjalistę niż teraz robi to liceum. Niestety, perełek w nauce trzeba trochę jednak poszukać, choć ufam, że jak czytasz źródła naukowe sam robisz odpowiednią selekcję i wywalasz za burtę to, co wątpliwe. Musiałem jednak pojechać po nauce, bo powiedziałeś źle. Decyzje w sprawie gospodarki powinny być oparte nie o wyniki opracowań naukowych, ale o wyniki rzetelnych opracowań naukowych. Cały czas pamiętajmy o tym, że w normalnej nauce nie ma jednomyślności i trzeba coś wybrać.
Ja nie muszę być naukowcem aby powiedzieć z całą pewnością, że potencjał samooczysczania się rzeki o naturalnym charakterze koryta jest znacznie większy jak w rzece uregulowanej. I stwierdziłem to jako kilkunastoletnie dziecko, gdy kąpałem się w różnych rzeczkach i po melioracji długich odcinków powyżej mojego kąpieliska jakość wody się pogarszała, przy czym w zlewni nic się nie zmieniło - rolnicy nadal stosowali ten sam nawóz, zanieczyszczenie w miejscach emisji punktowej (rura) czy liniowej (skarpa przy nawożonym polu uprawnym) było na oko podobne... jedyna różnica to taka, że rzeka się już nie oczyszczała, tak do mojego kąpieliska jak i do ujścia włącznie. Gdy rzeka dziczała i się renaturyzowała jakość wody znów była lepsza. Nauka - czyli badania jakości wody przed i po melioracji tylko ubrałyby ten jakościowy fakt w liczby. A ten fakt jakościowy również jest faktem, tylko stwierdzonym makroskopowo. Niestety wielu naukowców chcąc bronić swojego status quo w społeczeństwie do wydawania werdyktów i nadawania kierunków, uznaje, że coś nie istnieje do czasu przeprowadzenia badań. Rzeczy oczywiste nie istnieją bo nikt ich nie zbadał. Zgodnie z tym rozumowaniem, zanim Sir Isaac Newton opisał prawo powszechnego ciążenia grawitacja nie istniała i wszyscy po prostu musieli przywiązywać się do ziemi linami by nie odlecieć w przestrzeń kosmiczną.
Od kilkunastu lat staram się przekazywać wędkarzom muchowym właśnie tę wiedzę, ale mało kto jest nią zainteresowany. Myślenie, zdobywanie wiedzy i wykorzystywanie jej nie jest mocną stroną ogółu wędkarzy.
Jak powiedziałem jestem zainteresowany wiedzą naukową, ale nie interesuje mnie zupełnie eliminacja rozważań logicznych z powodu nauki. Wszak nauka ma swoje podstawy w filozofii przyrody i matematyce oraz prostocie opisów. Ponadto nauka w swej najpiękniejszej postaci pała prostotą opisu, klarownością hipotez i teorii. Dawniej szanowano naukowca za to, że na podstawie małej ilości badań przedstawiał spójna i tłumaczącą wiele zjawisk teorię. Dziś naukowcy różnej klasy od intelektualistów do kmiotów doceniają badania oparte najlepiej na wynikach z zachodniego laboratorium. Byłem na wielu odczytach naukowych i widziałem ten bezsensowny snobizm w oczach i uznanie za sam tylko fakt podpisania slajdu Próbki przebadano w Clermont-Ferrand. Fetysz masowych badań, fetysz pseudonauki - a prawdziwej nauki coraz mniej w tym gąszczu bardziej wyuczonych laborantów z tytułami. Dlatego ja się na takie zapory psychologiczne nie dam namówić i zdanie ludzi nauki też sprawdzam w podobnym stopniu jak zdanie wyrażane przez kogokolwiek.
Oczywiście są wyjątki, powszechnie znane, ale nie zawsze cenione przez populistów, którzy chcą mięsa ryb za wszelką cenę. Proszę sprawdzić dyskusję na tym forum, gdy tworzono OS na Sanie. Ile osób wtedy było przeciwnych temu!!!!
Staszku, to że ludzie chcą łowić za darmo duuużo ryb, nie powinno nas w ogóle interesować.
Pozdrawiam i przepraszam że tak pojechałem po nauce, ale sam wiesz jak jest z jej jakością w tych czasach "masowego intelektualizmu" i trzeba bardzo uważać na wyniki takich badań. Ciekaw jestem jak wyglądają wieloletnie badania DNA pstrągów w rzece, na której od wielu lat wolno stosować takie penetratywne metody jak nimfa i prowadzi się masowe zarybienia, gdzie udział tarła naturalnego jest mały. Jestem ciekaw funkcji przedstawiającą zmiany zróżnicowania genetycznego w czasie.
Moja konkluzja jest następująca, że wędkarz może wymagać na łowisku za które odpowiednio płaci, natomiast wiele naszych rzeczek małych i średnich jeszcze długo nie będzie miało "promieniującego nadmiarem ryb" odcinka C&R lub C&R i OS łącznie. Tam może istnieć ograniczenie do jednej nieobciążonej muchy, aby w prosty sposób ochronić "dzikusy" - choćby jako rozwiązanie tymczasowe. Ja też nie lubię leczyć objawów tylko przyczyny, co nie znaczy, że do czasu reperacji zęba nie wezmę tabletki przeciwbólowej. Jedno drugiemu nie przeczy.
Natomiast czekanie na ideał, może się skończyć tak jak w wierszu „Fortepian Chopina”, gdzie „ideał sięgnął bruku”. Podczas gdy mądrze prawisz o przyczynach, jakiś facet pakuje teraz do koszyka kolejnego lipienia z głębokiego dołka średniej rzeczki, która się nie obroni swoją wielkością. Zapis o którym mówię to tabletka przeciwbólowa, bo „niektóre zęby nie wiadomo kiedy będą leczone właściwie”.
Panie Stanisławie – dlaczego się pan do moich poglądów antagonizuje. Przecież ja ich nie proponuję zamiast pańskich, tylko jako rozwiązanie tymczasowe, gdy brakuje dobrego gospodarza. Na łowisku prowadzonym z głową to jak napisał jeden z kolegów nawet trzy nimfy nie zaszkodzą populacji ryb.
Ja bym raczej namawiał ludzi do syntezy pańskich i moich poglądów, niż do ich przeciwstawiania. Model nie musi być dwubiegunowy, a mozaikowy, zależnie od realnych możliwości.
Z wyrazami szacunku
Krzysiek
|