|
To był dzień żyjącej rzeki. Pamiętam powyżej mostu w Zebrzydowej oczkowały lipienie koło 35 cm na długiej płani, ...
Mimo, że w listopadzie z tamtego mostu widziałem jak jakiś lipień żerował na powierzchni, to tamten odcinek niestety już ledwo żyje. Też miałem fajne przygody - np. poniżej bystrzyny pod wiaduktem kolejowym, blisko tego miejsca o którym pisałem wcześniej. Parę lat temu w czerwcu masa lipieni na suchą, teraz - pustynia.
A wracając do przemyśleń nt. materializmu i sprzętu. Mam 3 kije muchowe i koszt każdego nie przekracza 500 zł (nie licząc Jaxon Orion Fly, którym zaczynałem). Dwa z nich to markowe kije z niższej półki, a trzeci kiepskiej jakości 7'0 w #3. Mam inne hobby oprócz muchy i nie widzę sensu nad wodą obchodzić się z kijem za dużą kasę jak z jajkiem. Zdarza mi się przypadkowo uderzyć o gałąź itp. Często łowię na małych rzeczkach, gdzie jest masa krzaków, zaczepów, itp. Nie widzę sensu kupowania jakieś Sage'a, czy innych markowych kijów za grubą kasę.
Tak samo fly tying. Kręcę muchy od kilku lat, ale nie widzę sensu kupować lepszego imadła niż to obecne, już podrdzewiałe i z mocno wyrobionymi szczękami. Wolę za to kupić trochę haczyków i materiałów, bo tego zawsze mi brakuje.
Mucha to niestety drogie hobby i chyba z moimi dochodami nie pasuję do 'elity' :) Chociaż jakbym lepiej zarabiał to ciągle wydawanie, powiedzmy ponad 1 000 pln, wydawało by mi się dziwne.
Nie wiem, Krzysiek, jaki jest cel tych twoich postów od jakiegoś czasu. Myślę, że kogo stać i kto lubi nowy sprzęt to i tak go kupi. Twoje wywody nic nie zmienią. No i będą też osoby takie jak my, dla których nie jest to niezbędne. Najważniejsze, żeby mieć w głowie poukładane, a jaki kij kto w ręku trzyma to wiesz ...
|