|  | Ale próby dotyczące zlewni Wisłoki były. I wspomnienia są prawdziwe. Wspomnienia mogą być prawdziwe, ale daty mogą się nie zgadzać. Czas zaciera pamięć.
 
 Zarybienia pewnie za sprawą wędkarzy.
 W latach 50. wątpliwe były prywatne zarybienia. Skąd braliby materiał (w tym okresie materiał lipienia
 chyba był wyłącznie w Łopusznej)? Jak go rozwozili, skoro nie mieli samochodów? Wtedy nie było
 tylko łowców ryb łososiowatych, co teraz, ani takiego pędu do zarybień wszystkich wód.
 
 Cóż, pamięć służy mi dobrze, daty też pamiętam, więc te inwektywy chyba nie do mnie.
  Mógłbym przytoczyć o kim mowa i kiedy, ale RODO ...
  W każdym razie, w latach 60-tych wędkarze z Krosna mieli kontakty z lipieniem jako nieznaną im wcześniej rybą w zlewni Wisłoki. Różnie wędkarze działali w tamtych
 czasach, ale rzeczywiście bardziej prawdopodobne mogło być to zarybianie, o którym wspomniałeś w
 odpowiedzi na komentarz Romka:
 Kukuła i Bylakowa (2013) podali: "Ze względu na wysokie walory wędkarskie lipień został
 wsiedlony do rzek, w których wcześniej nie występował. Wprowadzono go m.in.
 do Wisłoki, Wisłoka, Hoczewki, Solinki i Sanu. Pierwsze introdukcje gatunku
 przeprowadzono w latach 50. ubiegłego wieku (Witkowski i in. 1984). Jeszcze na
 początku lat 1970. w dorzeczu górnego Sanu lipień nie był notowany (Rolik 1971)."
 
 Warto też wspomnieć o specyficznym miejscu, jakim w tamtych czasach był fragment Bieszczadów po, znanej
 lub nieznanej, zmianie granic ... Wtedy potok Wołosaty był łowiskiem zamkniętym, "rządowym" (jak później
 Wiar w okolicach Arłamowa) ... jeszcze w początkach lat 70tych widziałem stare tabliczki informujące o zakazie
 łowienia ryb ... San powyżej ujścia Wołosatego był w strefie nadgranicznej i trzeba było występować o
 specjalne zezwolenie, zgłaszać się do placówki WOP w Lutowiskach, żeby tam łowić... Według informacji jakie
 do mnie dotarły, do Wołosatego też próbowano wsiedlać lipienie w tamtym czasie (lata 60/te)... ale na
 początku lat 70tych nie zetknąłem się z żadnymi informacjami o tych lipieniach... później, w wyniku
 oddziaływania Soliny, łatwiej tam było o leszcza lub okonia ...
   
 Co do pstrągów w Sanie, to rozumiem, że nie znalazłeś źródeł pisanych o nich ... ale jestem
 przekonany, że były, skoro były w dopływach Sanu. /i>
 Oczywiście, że przed wybudowaniem zapór były pojedyncze pstrągi, zwłaszcza w pobliżu ujścia
 potoków z zimną wodą, lub w pobliżu miejsc ze źródłami na dnie. Ale to nie uprawnia do stwierdzenia,
 że "łowiono tam pstrągi", bo te trafiały się od Wielkiego Dzwonu.
 
 To właśnie mam na myśli, że zmiana termiki wody po zalaniu znbiorników umozliwiła tym rybom rozwinięcie się
 w znaczącą populację. Myczkowce były zalane ok. 1960 roku, a Solina w 1968. W sumie dopiero górny
 zbiornik, za sprawą wypływu zimnej wody przez turbiny do Myczkowiec, doprowadził do obniżenia temperatury
 Sanu on Zwierzynia w dół ...
 
 San był zostawiony tak trochę "sam sobie" ...
 Po wybudowaniu zapór San był w centrum uwagi ichtiologów (zob. ile jest publikacji nt. Sanu w
 Gospodarce Rybnej, a także w lokalnej prasie, w tym w Nowinach Rzeszowskich). Pamiętajmy, że na
 lata 70. przypadał okres silnego zainteresowania wzrostem produkcji ryb słodkowodnych (polityka
 rządu), w związku z dostrzeganym wówczas na horyzoncie kryzysem w połowach dalekomorskich.
 Moim zdaniem, prawdopodobnie introdukcja głowacicy w Sanie była właśnie jednym z elementów
 wykorzystania potencjału produkcyjnego rzek (w rozmowie ze mną ok. 7 lat temu śp. Goryczko nie
 potwierdził tej hipotezy, ale mógł nie znać szczegółów, bo wtedy był młody i nie interesował się
 polityką). Wędkarze nie mieli z tym wiele wspólnego. Zarybienia rzek były domeną instytucji
 państwowych, a PZW tylko je realizowało, bo trzeba było rąk (darmowych) do pracy.
 
 W centrum zainteresowania była Solina (nawet nie Myczkowce). Nie pamiętam czyja to była idee fixe, ale w
 tamtym okresie próbowano wszędzie lokować "troć wdzydzką" ... nie ominęlo to i Soliny (a także później
 powstałego zbiornika w Besku na Wisłoku), ale miało być dobrze, a wyszło jak zwykle - lepiej ze szczupakami,
 wsiedlono też leszcze i karpie ... leszcze mnozyły się masowo, ale wobec praktycznie braku litoralu miały
 formę dośc karłowatą ... stadami odwiedzały San aż do okolic powyżej ujścia Wołosatego ...  generalnie,
 całość zdominowała "wszystkoryba" z przeznaczeniem na "wyżywienie ludu pracującego miast i wsi" ... były
 sieci, mnóstwo wędkarzy... Mantra "wykorzystania potencjału produkcyjnego wód" była odmienian przez
 wszystkie przypadki, a zasadzała się na koncepcjach gospodarki stawowej i wydawała się najbardziej dotyczyć
 wód stojących (czy przepływowych, żeby być precyzyjnym).
 Z takiego Sanu niewiele "białka zwierzęcego" dało sie uzyskac ... mało kto tam łowił, a łowienie pstrągów
 uznawano za "fanaberię", podobnie jak ograniczenia na wodach PiL. Jeszcze w połowie lat 70, podczas
 dwutygodniowego łowienia od Zwierzynia do Średniej Wsi (namiot mieliśmy koło obecnej wiaty Vision)
 spotkaliśmy trzech innych wędkarzy ... dwóch z Krakowa ...
 
 PZW był w dużym stopniu instytucją państwową, "organizacją społeczną" pod pełna kontrolą organizacyjną,
 ale zarybieniami zajmowały się zespoły gospodarki rybackiej, póżniejsze MZGRW. Z pracowanikami,
 transportem, ośrodkami, finansami. W sumie nie przypominam soibie wykorzystywania darmowych rąk do
 pracy. Nawet nie było to zbyt pożądane. Inaczej niż w Czechach czy na Słowacji, gdzie w ramach ich
 związków godziny prac na rzecz łowisk były i są wymagane, z ekwiwalentami za niewykonania. Ale to inna
 historia.
 
 Pozdrawiam serdecznie
 
 Jurek
 
 |