| |
Komusze PZW to mentalność chłopa pańszczyźnianego. Tam nie są w stanie pomyśleć, że
dopilnowana woda to lepsze łowisko, lepsza opinia więc większa atrakcja dla potencjalnego klienta.
Jest jeszcze jeden aspekt, o którym chyba wszyscy zapomnieli. Niepilnowana woda a zatem
nieskrępowane kłusownictwo po prostu psują i demoralizują społeczność wędkarzy z jednej strony i
powodują zanik szacunku i jakichś więzi ze Związkiem, o ile jeszcze się jakieś uchowały, z drugiej strony.
Wielu jak widzi czy słyszy, że tu i ówdzie można bezkarnie młócić głowatki po nocy na wodzie PiL po
prostu tego spróbuje, potem kolejni, i kolejni itd. A tzw. prawi wędkarze po prostu odwrócą się od
organizacji, która nie chroni tego co jest sensem jej istnienia, zwłaszcza w sytuacji gdy schodząc o
czasie z wody PiL spotkają "kolegów" dopiero na wodę wychodzących - takie przypadki znamy. A potem
niektórzy się dziwią czemu wśród członków PZW nie ma zbiorowej chęci do pracy społecznej na rzecz
wspólnego dobra, czego podobno Statut wymaga? A ja zapytam, po chuj robić cokolwiek, po chuj się
angażować jak efekty tej pracy i tak w dużej części skonsumują kłusownicy? Znam kilku Kolegów, którzy
finalnie tak właśnie skończyli, jako rozczarowani Związkiem ex-społecznicy.
|