|
Leszek,
Ja nie widzę konfliktu, dlatego że chodzi mi o eliminację nimfy z rzek średnich i małych, gdzie praktycznie nie ma niedostępnych dołków i wszędzie da się czesać nimfą. Zawody raczej na takich rzekach się nie rozgrywają i można by dojść do pewnych kompromisów. Ludzie na moje postulaty reagują alergicznie, bo czytają nieuważnie i wyobrażają sobie łowienie tylko na mokrą i suchą na Dunajcu czy Popradzie. Gdyby pomyśleli o mniejszych rzeczkach wielkości Białej Lądeckiej, to chyba by się tak nie upierali. Sport wędkarski na dużych rzekach może współistnieć z takimi obostrzeniami na dopływach i rzekach średnich, z pożytkiem dla tego pierwszego, bo im mocniejsze stado na dopływach tym lepiej dla wyników zawodów na dużej rzece głównej.
Myślę ponadto, że jakby ludzie się wreszcie dobrze nauczyli łowić na mokrą muchę, to na pewno też byliby zadowoleni z wypraw wędkarskich. Może nie nałowiliby tylu ryb co na nimfę, ale za to jaka to satysfakcja dorwać rybę na mokrą. Miodzio... ach, miałem nie wchodzić na gusta, chodziło o ochronę.
A metoda żyłkowa? No cóż, nie wiem po co zawodnikom na tym zleży. Przecież zawody polegają na tym, że każdy może stosować te same metody. Więc jakby nikt nie mógł tak łowić na zawodach, wędka zawodnika maksymalnie 3,0 m, przypon maksymalnie taki jak wędka - to przecież wszyscy zatrzymaliby się przy tej granicy i rywalizacja byłaby tak samo sprawiedliwa. Szkoda tylko, że nie ma więcej zawodów na suchą i mokrą - pokazałoby to w ramach na przykład trójboju:
1) Streamer.
2) Sucha, mokra.
3) Nimfa....
... kto tak naprawdę jest mistrzem wszystkich metod połowu, a nie tylko nimfy. To byłby ciekawy sport, ale chyba odbiegłem od tematu.
Pozdrawiam
Leszek
|