f l y f i s h i n g . p l 2024.03.29
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
Bieżące informacje
Pstrąg i Lipień nr 42
KRÓLEWSKI PORADNIK WĘDKARSKI Z INDII Z XII W.

Jednym z najważniejszych źródeł do poznania dziejów wędkarstwa w świecie jest fragment induskiej księgi Manasollasa z XII w., w której jest opis połowu na wędkę, jako formy rozrywki. To źródło, pokrytę grubą warstwą historycznego kurzu i ukryte w trudnodostępnym oraz rzadko czytanym czasopiśmie w Europie, jest nieznane szerszemu kręgowi osób piszących o dziejach wędkarstwa, gdyż w żadnej ze znanych mi prac nie jest ono cytowane.
Wiadomości z łowiska
Mała Wisła 1
2020-10-14
test
Wiadomości z łowiska
San Zwierzyń-Hoczewka
2013-07-12
Warunki bardzo dobre
Wiadomości z łowiska
OS Dunajec
2014-08-12
warunki dobre ale nie idealne
Wiadomości z łowiska
Łowisko Pstrągowe Raba
2020-10-31
Dobrze to już było...
Nasze wzory
Heavy stonefly nymph
Wzory much
W katalogu FF
IMGW
Stan wód
Niezbędny każdemu wędkarzowi "na rozjazdach"
 
Flyfishing.pl
Reportaże:
Czeremosz '01 część I

autor: Maciej Wilk, opublikowane 2002-07-16

Wyjazd nad Czeremosz był typowym nieplanowanym wyjazdem na ryby. W czwartek popołudni zadzwonił do mnie Bogdan, I po krótkim przywitaniu zadał pytanie "jedziemy na ryby na Ukrainę nad Czeremosz"?
 
Trochę mnie to pytanie zatkało I dla zyskania na czasie spytałem - a są tam ryby? Bogdan szybko powołał się na Rozwadowskiego, - Pstrągi największe w Rzeczypospolitej, lipienie jakich nigdzie nie uwidzisz a głowacicy tyle że z brzegów wyskakuje.

Ja jednak nie dawałem za wygraną przecież to było na początku wieku, a teraz jak tam jest? Drążyłem. Tu w głosie Bogdana wyczułem pewne zakłopotanie. Powiedział Maciek no wiesz tak naprawdę to nie mamy żadnego kontaktu z miejscowym wędkarzem, ale ci z którymi rozmawiałem stwierdzili, że ryb jest masa.
Ryb masa czy też nie, już wiedziałem, że pojadę, lubię takie egzotyczne wyjazdy.
Do wyjazdu zostało nam tydzień więc nie było czasu na gruntowne studia tamtych terenów I zbieranie informacji. Wszyscy z którymi rozmawiałem widzieli Ukrainę tak jak ja Borneo czy Nową Gwineę. Twierdzili, że niczego dobrego nie można się tam spodziewać, ryby skłusowane, wrócimy piechotą jeśli wcześniej głowy nam nie pomniejszą. Te słowa zasiały we minie pewne obawy czy aby na pewno dobrze robię, ale z drugiej strony nie był to mój pierwszy wyjazd za wschodnią granicę I nigdy nie miałem powodów aby bać się o moje zdrowie czy majątek.
Tak czy siak we czwartek o 7 rano staliśmy na przejściu granicznym w Medyce Bogdan, Jarek I ja. Po przekroczeniu granicy ruszyliśmy w kierunku Czarnohory pasma górskiego z którego wypływa Czeremosz. Wbrew pozorom jest to stosunkowo blisko od granicy, Jakieś 400 km. Jadąc przez Ukrainę przekraczaliśmy wiele pstrągowych rzek Stryj, Bystrzyce, Prut. Wszystkie piękne górskie jednak niosące swymi korytami brudną powodziową wodę. Ten widok nie napawał nas optymizmem, jedynie cień nadziei widzieliśmy w tym że im dalej od Polski poziom wód w rzekach był coraz niższy. Ostatnią z rzek którą przekraczaliśmy był Prut jego woda choć koloru cementu 350 z dodatkami nie wydawała się specjalnie podwyższona. Do końca nie mieliśmy pewności czy Czeremosz będzie nadawał się do łowienia. Od Prutu do Czeremosza dzieliła nas odległość zaledwie 30 km. I były to chyba najcięższe kilometry naszej podróży. Zerkaliśmy w każdy strumyk przepływający blisko drogi aby sprawdzić jak tam woda. A woda w jednych była brudna w drugich czysta. Żadnych wniosków nie mogliśmy wyciągnąć. Tak ze po dotarciu do Wierchowiny wszyscy jak na jeden znak wyskoczyliśmy nad brzeg aby ocenić czy dobrze zrobiliśmy przyjeżdżając tu. Oczom naszym ukazała się przepiękna górska rzeka Czarny Czeremosz. Czeremosz płynął dostojnie niosąc lekko trąconą wadę, która tak wpłynęła na naszą wyobraźnię, że jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy powędkować. Zawieźliśmy nasze toboły na kwaterę w Kryworywni wskoczyliśmy w wodery I dawaj na ryby.
Nasze pierwsze prawdziwe spotkanie z ta wodą miało Miejsce jakieś 5 km od centrum Wierchowiny. Tam to na przepięknym zakręcie w którym jak wyobraźnia podpowiadała stoją stada pstrągów wielkości tych z Książki Rozwadowskiego. W pośpiechu zawiązaliśmy nimfy I czym prędzej rzuciliśmy się w wir wędkarskiej przygody znad Czeremoszu. Niestety po godzinie wędkowanie nie zobaczyliśmy ani ogona. Ja I Bogdan podeszliśmy do tego ze spokojem, jeśli jedziesz w nieznane musisz liczyć się z tym, że wrócisz o kiju. Jednak jarek był mocno niepocieszony. Tego dnie nie ujrzelibyśmy ani ogona gdyby nie Wasia, miejscowy wędkarz, który przejeżdżając swoją Ładą obok nas. Widząc kolegów po fachu zatrzymał się na drodze I wymachując niewielkim pstrągiem w naszym kierunku Krzyknął - no I jak? Odpowiedzieliśmy że nic. Nic? Powtórzył ze zdziwieniem.
Powinniście jechać wyżej tam woda czystsza, tu robotnicy drogowi brudzą. Poradził.
Wasia swymi radami mocno nas rozochocił, a gdy zapytany o ryby dodał ze tu w Czeremoszu liczyć można na pstrąga I głowacicę naprawdę na rozochocił. Dodał tylko Glowacz (głowacica) jest nieduża taka 7-8 kg. Dobre sobie nieduża 7-8 kg. Wasia odjechał a my nie mogliśmy ochłonąć w czasie drogi na kwaterę obmyślaliśmy plan działań wędkarskich na następny dzień. Na kwaterze od razu poszliśmy spać, Jutro trzeba było wcześnie wstać. I tu dopiero zaczęły się połowy, łapałem głowacice jedną za drugą ale takie nie duże 7-8 kg. to wędkarskie eldorado trwało do 6 rano gdy to zostałem obudzony na śniadanie. Śniadanie trwało jakieś trzy minuty, wszyscy spieszyli się aby zamoczyć kij w Czeremoszu. Wiedzeni wczorajszym doświadczeniem udaliśmy się wyżej niż dnia poprzedniego w jedno z tych miejsc gdzie bełty I płanie zdradzają obecność wielkich ryb.
Jarek wskoczył pierwszy na pewną miejscówkę, niewielką płań. Gdy za kilka minut przechodziłem koło niego spojrzał na mnie z dumą I rzucił "wychodzą do suchej".
Ja postanowiłem spróbować nimfy, niestety bez żadnych efektów. Gdy już powoli baterie naładowane wczorajszą rozmową z Wasią zaczęły się wyczerpywać. Dobiegł mnie pełen euforii krzyk Jarka Jest!!! I chociaż zazdrość mnie zjadała odpowiedziałem spokojnie - to fajnie. W momencie gdy zobaczyłem jak Jarek zbliża się do mnie ze złowioną rybą pomyślałem - skurkowany chce podkreślić swój triumf. Jednak jak był już dość blisko zauważyłem zafrasofanie na jego twarzy. Takim samym głosem powiedział - wiesz coś złapałem ale nie wiem co to jest. Wyciągnął w moim kierunku rękę na której leżała przepiękna 7 cm strzebla. Momentalnie okrzyknęliśmy Jarka pogromcą znad Czeremoszu, królem strzebli. Mimo iż pierwsi już mieli sukcesy ja I Bogdan wciąż byliśmy bez ryby. Po godzinie bezsilnych prób złapania czegoś konkretnego postanowiłem zmienić zestaw na coś efektywniejszego w tej wodzie (coś na strzeble). Pewnie Zakończylibyśmy dzień trofeum w postaci strzebli gdyby nie Bogdan, który stwierdził "koniec srania po krzakach trzeba wziąć się do roboty".Tknął tymi słowami w nas nowego ducha, a na efekty długo nie trzeba był długo czekać , po chwili padł pierwszy pstrąg. Złapał go Bogdan, a miał nie co poniżej 30 cm. Ja swojego na suchą złapałem niedługo potem, był podobnych rozmiarów. Najdłużej na na spotkanie z kropkowańcem musiał czekać Jarek. Ale I on dostąpił tego. Tego dnia złapaliśmy kilkanaście pstrągów wszystkie w przedziale 25-30 cm. Późnym wieczorem gdy wracaliśmy na kwaterę byliśmy rozpaleni, zachwyceni wodą no I głodni. Na miejscu czekała już na nas gorąca kolacja. Zgodnie z zamówieniem regionalna - mamałyga gotowana na śmietanie posypana bryndzą. Warto tego spróbować szczególnie ze względów etnograficznych. Po kolacji wszyscy położyli się szybko spać. Na następny dzień mieliśmy plan obłowienia Białego Czeremoszu. Gdy pozostali smacznie chrapali (szczególnie jeden) ja wyciągałem jedną głowacicę za drugą I tak aż do świtu gdy nasza gospodyni obudziła nas na regionalne śniadanie mamałyga gotowana na wodzie I jajecznica. Tego poranka zgodnie z planem pojechaliśmy na rybałke na Biały Czeremosz. Zatrzymaliśmy się wysoko w górze rzeki, tuż nad obiecującym dołkiem. Niestety w momencie gdy przebraliśmy się I stanęliśmy gotowi do pogromu nad Czeremoszem zaczęło podać, następnie deszcz przemienił się w ulewę, a po chwili woda w rzece z lekko traconej przerodziła się w kawę z mlekiem. Nie pozostało nam nic innego jak opuścić Biały Czeremosz. Wróciliśmy na stare śmieci czyli na Czarny. I tutaj aura specjalnie nie dopisywała, więc bez entuzjazmu ubrałem się w wodery. Zeszliśmy nad rzekę, ja stanąłem w połowie rynny znajdującej się w tym miejscu. Chyba za 10 rzutem poczułem przytrzymanie. Wiedziałem już co to jest, w końcu śniłem o niej od dwóch nocy. Pewności jednak nabrałem dopiero wtedy gdy wypłynęła pod powierzchnie ukazując swoje czerwonawe cielsko. Hol nie trwał zbyt długo, jednak był fascynujący. Zrobiliśmy sobie kilka zdjęć razem I zwróciłem ją rzecze, niech ma potomstwo, niech jeszcze ktoś inny cieszy się z jej złapania. Była piękna, może nie największa, ale za to była to ryba, która przyszła na świat w sposób naturalny w dorzeczu Dunaju. W czasie holu na brzegu pojawiła się grupka chłopców, którzy z euforia krzyczeli glawacz, glawacz!! Jakie było ich zdziwienie gdy po chwili wypuściłem rybę do wody. Jeden z nich mało nie wskoczył do rzeki za odpływającą rybą. Byli naprawdę zdezorientowani moim czynem, ale nie należy im się specjalnie dziwić. U nas taki czyn jest różnie odbierany, a co dopiero na Ukrainie gdzie wędkuje się w dużej mierze dla celów konsumpcyjnych. Jakieś półgodziny po wyciągnięciu przeze mnie głowacicy. Usłyszeliśmy krzyk Jarka jest! Zaciął na streamera ładnego pstrąga takiego około 40 cm. Po chwili woda ponownie przybrała kolor kakao I musieliśmy poszukać czystszej wody wyżej. Wszyscy znowu spotkaliśmy Czeremoskie kropkowańce, jednakże pogoda coraz bardzie załamywała się. Następnego dnia od rana woda płynęła dość mocno trącona. Mimo to około 8 złapaliśmy po pstrągu. A ja miałem uderzenie dużej ryby, która niestety zerwała żyłkę, jednak w tym momencie wyszła pod powierzchnię I zobaczyłem ją oceniałem ją na jakieś 50-60.
Padający deszcz zmusił nas do zmiany łowiska postanowiliśmy pojechać nad Seret. Ale I tam po przejechaniu blisko 100 km okazało się ze nie można specjalnie na nic liczyć.
To był koniec wędkowania na Ukrainie.


Tekst Maciej Wilk, Foto: Bogdan Dresler, Maciej Wilk

Część II Za ile, Noclegi, Podłowie ryb, Charakter rzeki, etc

Czeremosz


Nasza kwatera


nr 1 Bogdana


Czarny Czeremosz


Pierwszy na suchą


Następna zdobycz


Na spinning


Biały Czeremosz


\"Gławacz\" z Czarnego


Do wody


40 cm


Seret


Polish nymph


Ostatnie zdjęcie


Hucuły


<< Powrót

Galeria zdjęć
Jesienny wschód słońca.
Email:
Haslo:
Zaloguj automatycznie
przy kazdej wizycie:
Zaloz konto
Gorące dyskusje
Na Forum
Wilki, bobry -
nawiązanie do
poprzedniej dyskusji

Witam. Warto
posłuchać https://yo
utu.be/RRYn-ioQraY?s
i=TzsZkBAvtWVOLhGv P
ozdrawiam.
Propozycje na naszywkę Forum FF

 [tally] 7

 [tally] 5

 [tally] 10

 [tally] 12

 [tally] 81

 [tally] 10

 [tally] 1

 [tally] 4

 [tally] 19

 [tally] 8

 [tally] 19

 [tally] 93

 [tally] 24

 [tally] 6

 [tally] 7
głosów: 306 więcej >>
Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus