|   | 
      
      Witam.
 Żyję w regionie o chyba największym zagęszczeniu stawów hodolwanych w naszym kraju i mam mieszane 
 uczucia ... z jednej strony stanowią olbrzymi rezerwuar bioróżnorodności przyrodniczej, z drugiej strony widzę też 
 jak olbrzymi, negatywny wpływ mają na wodne środowisko naturalne - konkretnie na rzeki.
 Od Raciborza po Oświęcim wiosną każdego roku stawy hodolwane kradną rzekom, rzeczkom i strumieniom 
 miliony litów ich jestestwa, w sposób kompletnie przez nikogo nie kontrolowany.
 Pozwolenia wodnoprawne, które uzyskują właściciele stawów hodolwanych na czerpanie wody do ich napełniania 
 są jakimś kosmicznym nieporozumeiniem. Nikt, nigdy i nigdzie tego w żaden sposób nie kontroluje.
 W rzeczkach do których z większych cieków wchodzi na przedwiośniu wszystko co żyje aby się rozmnożyć, 
 permamentnie brakuje wody - te rzeki przestają często po prostu płynąć.
 W listopadzie sytuacja jest dwrotna - normalnie, gdy na przedzimiu poziom wody w każdej jednej rzece się obniża 
 a woda mocno się oczyszcza i klaruje, miliony lirów wody są zrzucane do rzek i rzeczek, podnoszą w spoósb 
 nienaturalny ich poziom oraz znacznie ich temperaturę i powodują permamentną mętnicę.
 Czy są w naszym kraju badania na ten temat ?
 Tyle mówi się o tuczarniach i hodowlach zwierząt rzeźnych usytuowanych nad rzekami. I organizuje się protesty 
 przed takim i ch sytuowaniem.
 Tymczasem hodowle karpi i tęczaków w naszym kraju, lokalizowane wprost na rzekach jak by nie było, 
 odprowadzają do nich pewnie podobną ilość materii organicznej (odchodów) pochodzących od ryb w nich 
 hodowanych. Plus wapno, hormony, antybiotyki, niezjedzone resztki paszy i organiczne osady denne.
 Jak ktoś widzi jeden taki staw, to się nad tym nie zastanawia ... ale jak tych stawów są tysiące (nie przesadzam w 
 tej chwili myśląc o terenie Śląśka i Małopolski) na stosunkowo niewielkiej powierzchni ?
 Pozdrawiam.							 
			 |