f l y f i s h i n g . p l 2024.04.29
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
FORUM  WĘDKARSTWA  MUCHOWEGO
Email: Hasło:
Zaloguj automatycznie przy każdej wizycie:
Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś: Załóż konto

Ostani post! Temat: Odp: Budowa suchej muchy-niezauważone .... . Autor: Piotr Konieczny. Czas 2024-04-28 23:11:22.


poprzednia wiadomosc Odp: Ksiązka o głowacicy : : nadesłane przez mart123 (postów: 5891) dnia 2018-10-16 17:49:06 z *.ists.pl
  A jak jest z tym lipieniem po zawodach? Już nie wymagam badań, ale przypomnij
sobie, czy spotkałeś tu kiedyś jedno twarde stwierdzenie? Tak byłem, widziałem, jestem przekonany,
że to były te noszone w podbierakach i mierzone podczas zawodów. Może przeoczyłem.


Trzymajmy się faktów a nie domysłów. Śmiertelność c&r jest faktem dlatego w jakiejś części ryby
łowione na zawodach padają, tak samo jak łowione prywatnie. Jeżeli to są lipienie, ryby delikatne i
wrażliwe to ich pada więcej niż pstrągów i dlatego porównanie do wymiętolonych na wszystkie
strony tarlaków u JJ nie do końca oddaje skalę zjawiska. Poza tym podczas większości zawodów
woda jest zamknięta, więc jak coś płynie do góry brzuchem to widzą to tylko uczestnicy, a trudno od
nich oczekiwać by donosili sami na siebie. Przy okazji, nie jestem zwolennikiem zawodów ale też
nie ich wrogiem natomiast wkurza mnie, że związek dalej inwestuje w tę część działalności zamiast
jak Słowacy radzić co dalej w obliczu dramatu wód gorskich, który rozgrywa się tu i teraz.
  [Powrót do Forum] [Odpowiedz] [Odpowiedz z cytatem]    
 
Nadawca
Data
  Odp: Ksiązka o głowacicy [8] 16.10 19:31
 
A jak jest z tym lipieniem po zawodach? Już nie wymagam badań, ale przypomnij
sobie, czy spotkałeś tu kiedyś jedno twarde stwierdzenie? Tak byłem, widziałem, jestem przekonany,
że to były te noszone w podbierakach i mierzone podczas zawodów. Może przeoczyłem.


Trzymajmy się faktów a nie domysłów. Śmiertelność c&r jest faktem dlatego w jakiejś części ryby
łowione na zawodach padają, tak samo jak łowione prywatnie. Jeżeli to są lipienie, ryby delikatne i
wrażliwe to ich pada więcej niż pstrągów i dlatego porównanie do wymiętolonych na wszystkie
strony tarlaków u JJ nie do końca oddaje skalę zjawiska. Poza tym podczas większości zawodów
woda jest zamknięta, więc jak coś płynie do góry brzuchem to widzą to tylko uczestnicy, a trudno od
nich oczekiwać by donosili sami na siebie. Przy okazji, nie jestem zwolennikiem zawodów ale też
nie ich wrogiem natomiast wkurza mnie, że związek dalej inwestuje w tę część działalności zamiast
jak Słowacy radzić co dalej w obliczu dramatu wód gorskich, który rozgrywa się tu i teraz.

Chcesz faktów nie domysłów dotyczących konkretnie lipienia? Bez niepotrzebnych emocji, bo nic nie dają.
Akurat dzisiaj na innym forum wspomniałem. Trzydzieści lub może więcej lat temu złowione przez startujących w
Lipieniu Drawy zawodników trafiają do oddalonej o kilkaset kilometrów Tanwi, gdzie przez lata mają się dobrze.
Masz pojęcie jak wygląda teren nad Drawą, na ilu kilometrach rzeki startujący są rozrzuceni, jakie mieliśmy wtedy
drogi, jakie wtedy ciężarówki u nas jeździły? To nie była zaoczkowana ikra, to były wymiarowe lipienie. No cud. A
może nie tak do końca? Po zawodach, ale mówię o tych poważniejszych typu mistrzostwa okręgu, jakieś Grand
Prix itp. łowiłem na Sanie kilkakrotnie. Na innych rzekach chyba nie, ale to bez znaczenia. Łowiłem bezpośrednio
po zakończonych zawodach, także następnego dnia. Nigdy nie zauważyłem większej ilości martwych ryb niż
zwykle się spotyka, bo jakieś pojedyncze przecież czasem widujemy. Ja też mam dość obojętny stosunek do
zawodów. Wkurza mnie tylko ilość tych organizowanych przez koła. Już o tym pisałem. To jakaś paranoja i komu
to potrzebne?
To czekam na te ewidentne przypadki śnięć z winy zawodników. Może ktoś opisze kiedy, gdzie i jakie ilości
martwych ryb spotkał.
 
  Odp: Ksiązka o głowacicy [4] 16.10 22:00
 
Nie wiem ile razy o tym pisałem, ale nie chce mi się szukać, powtórzę.
Kiedyś jesienią łowiłem tarlaki lipienia do beczki noszonej na plecach. W ramach obowiązujących wtedy limitów (5 szt.) na muchę na hakach z zadziorem. Jeszcze potem targałem te ryby do samochodu i woziłem kilkadziesiąt kilometrów. Kundelek internetowy dorobił do tego jeszcze swoją teorię tzw. Józwa z Plusek.
Przez kilka lat kiedy to robiłem przed tarłem (następny rok na wiosnę) zdechła mi tylko jedna ryba i tylko dlatego, że złowiłem ją zbyt wcześnie, czytaj przy zbyt dużej temperaturze wody.
W tej wersji nie ma miejsca na domysły "ile to zdechło", Wszystkie ryby trafiały do basenów, a te były pod pełną kontrolą.
Identyczny system stosował ś.p. Mundek Antropik i on też miał obserwacje bardzo zbieżne z moimi.
 
  Odp: Ksiązka o głowacicy [1] 16.10 22:15
 
Na szczęście dla śp. Antropika nikt nie zdążył go za to hejtować. Bo najlepiej to nic nie robić, wtedy nikt nas również nie skrytykuje. Ale zaniechanie to przecież też powinien być grzech...?
 
  Odp: Ksiązka o głowacicy [0] 16.10 23:12
 
Powinien? Jeden z naszych kolegów niedawno napisał, że przyszłym roku wypisze się ze związku. Takie ma
wyrzuty sumienia. Ręki nie przyłożył, czy jakoś tak to określił?
 
  Odp: Ksiązka o głowacicy [0] 16.10 23:53
 
Czasami jak czytam, to mam takie odczucie, że ci wszyscy święcie przekonani chyba od samego początku
swojego wędkarstwa tylko C&R i różne związane z tym zalecenia, nasłuchali się opowieści i mają takie a nie inne
pojęcie. Oczywiście nikogo nie namawiam żeby dalej nie robił jak robi, ale wiedza nie boli i czasem się przydaje.
 
  Odp: Ksiązka o głowacicy [0] 06.08 10:36
 
Ośrodek w Komorowie nad Pasłęką powstał w 1999 roku:
http://ryby-komorowo.pl/

Tak się złożyło, że posiadam kolekcję RAPR-ów. Zarówno RAPR wydany w 1998 roku jak i kolejny
RAPR z 2001 roku mówiły już o dobowym limicie 3 szt lipieni. A więc, twoje limity 5 szt łowione w rezerwatowej
Wałszy do zbiornika plecakowego i przewożone do prywatnego ośrodka zarybieniowego w Komorowie, to nie
żadne wykroczenie, ale kłusownictwo prze duże "K". Sprawdziłem w Okręgu PZW w Elblągu - nigdy nie
otrzymałeś zgody na tego rodzaju odłowy.

Dodatkowo połów lipieni na wędkę w Wałszy i przewożenie ich do Ośrodka w Komorowie wykraczało poza
ramy zwykłego korzystania z wody przez wędkarza, ponieważ RAPR zawsze głosił, że "Złowione ryby,
przeznaczone do zabrania należy uśmiercić bezpośrednio po złowieniu".

Tutaj tłumaczenie się wzniosłymi celami na potrzeby zarybieniowe jest nie na miejscu.

I, co K...ndelku.
 
  Odp: Ksiązka o głowacicy [2] 16.10 23:08
 
Jachu,
W swoim życiu złowiłem setki jak nie tysiące lipieni. Część
wypuszczanych ryb tego gatunku "fikało" brzuchem do góry
od razu po uwolnieniu, przy czym nie wszystkie z nich
wracały pionu. Nie ma co zaklinać rzeczywistości, lipień po
prostu tak ma. Każdy z nas stosując c&r czy to na
zawodach czy w prywatnym łowieniu sprawia, że jakaś
część wypuszczanych ryb pada a w przypadku lipienia
odsetek ten jest w moim przekonaniu wyższy od średniej.
Pytanie o to czy zawodnicy powodują śnięcia ryb jest źle
postawione. Czy powodują śnięcia w skali większej niż
przeciętna? Patrząc na to co przeciętni, "prywatni" łowcy c&r
wyprawiają z rybami zanim je wypuszczą, uważam, że ryby
na zawodach i tak mają luksus.
 
  Odp: Ksiązka o głowacicy [1] 16.10 23:28
 
W 100% się zgadzam. Nie mogłeś jednak nie zauważyć, że od lat wałkuje się tu te padające na zawodach, a w
pozostałych przypadkach jakby mniej padały. Tak to odbieram. Szukanie winnych za zanik lipienia na siłę.
 
  Odp: Ksiązka o głowacicy [0] 17.10 21:45
 
Poczekaj, teraz przyczajka, a za jakiś czas ponowny atak. Bo z racjonalnymi argumentami nie są w stanie dyskutować.
 
       


Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus