|
Pisząc, że trudny to temat, nic nadzwyczajnego tutaj nie wprowadzę i każdy ma trochę racji. Racja jest zresztą czymś
subiektywnym, bądź co bądź...
Zgadzam się i z Arkiem, i z mart123 (odziwo). Wyjście z sytuacji wydaje mi się jadnak proste. Zamieściłem jedno
podobne, choć pewnie nie dorównujące kunsztowi Arka, opowiadanie o rybie, którą miałem na wędce. Nie podałem tam
żadnych szczegółów, odnośnie miejsca zwłaszcza... I wydaje mi się, że to jest właśnie klucz do sukcesu, brak opisów
miejsca (dokładnych) i brak zdjęć miejsca (rybki jak najbardziej). Nie chodzi o to, że przyjedzie chołota z wędkami i
wytłuczę głowatkę, bo to nie jest takie proste o czym sam się przekonałem, ale przyjedzie chołota z agregatami, czy
wojskowymi petardami i im żadna ryba nie odmówi współpracy. Oczywistym jest, że łowca chce się pochwalić zdobyczą,
wszystko jednak z ostrożnością.
Samo zaś opowiadanie-świetne i przede wszystkim świetna przygoda. Ty po Swojej, Arku, musiałeś czuć szczęście, ja po
swojej z trocią, choć bardzo pdobna, czułem wkurw... Efekt i tak był porównywalny-i ja i Ty przestać myśleć o tym nie
możesz.
Pozdrawiam
|