f l y f i s h i n g . p l 2024.04.20
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
FORUM  WĘDKARSTWA  MUCHOWEGO
Email: Hasło:
Zaloguj automatycznie przy każdej wizycie:
Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś: Załóż konto

Ostani post! Temat: Odp: Najważniejsze rzeki dla muszkarstwa polskiego. Autor: mart123. Czas 2024-04-18 16:07:33.


poprzednia wiadomosc Odp: O : : nadesłane przez Jerzy Kowalski (postów: 2008) dnia 2019-10-06 17:09:07 z *.centertel.pl
  Drogi Staszku,

Mam teraz taką sytuację, że mało czasu na aktywne reagowanie, podobnie jak i zapał już inny po latach nieprzynoszących pożądanych zmian.

Bardzo Ci dziękuję za Twój obszerny komentarz, choć trochę się dziwię niektórym fragmentom. Pewnie, że piszę odmiennie, choć nie o odmiennych kwestiach, mając dość wiedzy i doświadczenia. Szanuję również Twoją, choć polemicznie.

Muszę powiedzieć, że zaskoczyła mnie Twoja nieprzyzwoita insynuacja jakobym bronił systemu czy też był z niego zadowolony. No ale takie mamy dziś czasy, że łatwo rzucanie takich przychodzi … Podobnie jak posługiwanie się różnymi resentymentami, szkodzące poszukiwaniu rozwiązań.

Więc system jest jaki jest i na razie nie ma innego, oraz zbyt wielu przesłanek do tego, żeby go zmienić, też nie widać. Można w tym systemie, tak jak robi to każde racjonalne przedsięwzięcie, wyciągać najwięcej tego, co się da, ale można też „marudzić” że system zły, to nie robimy nic … Nikt też nie zadekretuje wartości wędkarstwa i środowiska do jego uprawiania bez udziału samych wędkarzy w wytwarzaniu wartości i jej liczeniu … Rynek decyduje o wszystkim.

Ja zawsze miałem takie nastawienie, że trzeba uzyskać jak najwięcej w ramach dostępnych możliwości. Jak tylko powstała możliwość wynikająca z ustawy z 1985r. doprowadziłem do wprowadzenia pierwszego w Polsce systemu ewidencji połowów żeby mierzyć efekty, a nie nakłady. Również po to, żeby usprawnić panowanie nad eksploatacją. Jakiś czas temu napisałem artykuł o tym, że ewidencja połowów to też sposób na kontrolowanie jakości pracy zarządów i pracowników, możliwość tworzenia założeń osiągania efektów. Jakoś się nie zdziwiłem, że nie został opublikowany.
Sami wędkarze też nie rozumieją, że opisywanie efektów także jest narzędziem do pokazywania innym wartości tego, co się robi, oraz zmian w efektach które mogą być wywołane przez zmiany środowiskowe czy inwestycje, co umożliwia roszczenia. No ale przecież skoro nie chcą, to „chcącemu nie dzieje się krzywda” … Najwyraźniej takie funkcjonowanie jest wygodne i korzystne w mniemaniu … gorzej, że również tych, którzy powinni wiedzieć i rozumieć więcej …

Warto też byłoby wspomnieć o udziale firm obsługujących wędkarstwo oraz ich aktywności (bądź raczej braku tejże) w opisywaniu wartości sektora i zależności od jakości środowiska do uprawiania tego hobby przez setki tysięcy czy ponad milion Polaków. Sektor turystyczny też nie kwapi się do szacowania wartości zależnej od wędkarstwa, bo co im tam. Zresztą, trudno powiedzieć jaki jest i na ile ten „rynek” jest w stanie jakieś znaczące wartości generować. Do tego wszystko jedno po co turyści przyjadą, byle pieniądz zostawili … Taki oportunizm niskich lotów, dominujący wszędzie.

Swego czasu proponowałem Kolegom na przykład z Lublina, żeby wstępowali do lokalnych knajpek kiedy jadą nawet niedaleko od domu, nad Bystrzycę czy nad Bystrą, żeby się pokazali lokalnie, uzmysłowili tym ludziom że są, że zostawiają tam pieniądze. Wzbudziło to zdziwienie nawet wśród ludzi, którzy wydawali się rozumieć o co chodzi. „Ale po co? Przecież mogę wziąć z domu kanapki i termos. Po co mam iść do lokalnej restauracji?” Tymczasem kajakarze jak się zatrzymają niedaleko to przyjdą, przyniosą swoje rzeczy, zjedzą, wypiją, pogadają. Tak samo rowerzyści, w swoich charakterystycznych strojach … No i w sytuacji sporu o nakłady i inwestycje wokół rzek czy w rzekach, kogo poprze lokalna społeczność? Tych, których widzi, zna i rozumie, od których coś dostaje, jakąś wartość ekonomiczną, czy tych „chowających się po krzakach”? To niby drobna sprawa, a bardzo ważna. I niezależna od „systemu”. Zależna zaś wprost od wędkarzy. I dająca szanse na jakiekolwiek zmiany, które mogą zostać zapoczątkowane przez tych, którzy wiedzą i chcą żeby było lepiej.

Pomysły w rodzaju „bo przed wojną…” albo „bo w USA, w UK, w Skandynawii …” należą do kategorii jaką określam „marudzeniem” bo ze związkami przyczynowymi mają niewiele czy nic wspólnego. Żeby nie być gołosłownym „bo przed wojną…”, jak pisał kiedyś jeden senior wędkarstwa, jego ojciec płacił roczną składkę w Towarzystwie wynoszącą 360 zł, na co pozwalał jego status materialny wysokiego oficera. Dla porównania – w tamtych czasach pensja mojej ciotki jako młodej nauczycielki wynosiła 120 zł miesięcznie, a żeby zostać przy rolnictwie – krowa kosztowała 100-120 zł … Dlatego też 25 wędkarzy zatrudniało 1 strażnika rewirów. Prawie 4000 wędkarzy w krakowskim Towarzystwie zatrudniało ponad 150 strażników. Do tego inne były stosunki własnościowe i inne warunki środowiskowe (ładnie opisał różnice prof. Wejchert w „Fikotach i lorbasach …” – zwłaszcza w Posłowiu. Tam też jest o tym kto wędkował w rewirach). No i rzeczywiście i oczywiście wędkarstwo w Polsce nigdy nie miało statusu aktywności prestiżowej … wystarczy przeczytać Pana Tadeusza i zawarty tam opis obyczajów, w którym nawet nie ma wzmianki o nim … Dlatego do dziś chyba większe zmartwienie sprawiłby zanik grzybów w lasach niż ryb w wodach …

To, co dzieje się w innych, przywoływanych krajach, warunkuje rynek. Czyli ilu ludzi jak wielkie nakłady chce przeznaczyć na swoje hobby i jakie jest nastawienie do spędzania czasu poza domem na różnych aktywnościach. I jakie przychody to generuje, w obrocie, zatrudnieniu, usługach itp. itd. Dokładnie tak samo jest u nas. Rynek (czyli ludzie) decyduje … tylko jakoś inaczej …

Chyba nie chcesz wmówić, że Amerykanie przeznaczają miliardy dolarów na swoją służbę leśną (która zajmuje się wodami publicznymi) ot tak, bo lubią … To przynosi konkretne miliardy dolarów w obrocie wielu firm obsługujących wędkarstwo i stanowi o wartości tego hobby. Znane przeliczenia ile tysięcy dolarów generuje jeden steelhead czy łosoś złowiony przez wędkarza … To samo w Skandynawii czy w Niemczech …
I znów kwestie własnościowe – w US woda jest publiczna ale dostęp prywatny. Więc można mieć licencję za kilka dolarów, ale trzeba wynająć za kilkaset przewodnika z łodzią, żeby spłynąć atrakcyjnym odcinkiem rzeki i łowić … inaczej jest się nierzadko ograniczonym do okolicy mostu, gdzie dostęp jest publiczny jak i woda … 😉 Do tego kwestie demograficzne – bardzo atrakcyjne tereny wędkarskie są w regionach wielkości Polski, o średnim zaludnieniu poniżej 5 osób na km. kw. W UK zaś rynek jest taki, że wystarczy byle dołek z „wpuszczakami” i jest dość ludzi płacących po kilkadziesiąt funtów dziennie za łowienie żeby to utrzymać – jest zatrudnienie, podatki, wartość … A są też tacy, którzy płacą po kilkaset funtów dziennie żeby łowić „wpuszczaki” w rzekach z ograniczonym dostępem. Jest inny „system” tylko jak ma się on do naszej rzeczywistości?

Tworzenie mitów, że nagle, jakimś dekretem, będzie u nas wędkarska Skandynawia, UK czy USA jest „marudzeniem” … Natomiast można pokazać wartość wędkarstwa choćby w taki sposób jaki opisałem w odniesieniu do spraw sądowych, choćby od strony użytkownika rybackiego, tylko trzeba mieć co policzyć i podstawy żeby dane gospodarcze przedstawiać. Nawet w tym systemie. Pod warunkiem, że się coś robi.

Pewnie, że można pojechać gdzieś indziej, do tych, którzy potrafią, którzy sami sobie urządzili swój świat w sposób racjonalny. To o wiele łatwiejsze niż organizowanie rzeczywistości u siebie. Wędkarstwo to tylko jeden z wielu obszarów różniących Polskę od innych krajów. I udział w jego modernizowaniu to jakiś przyczynek do ogólnej modernizacji kraju, tak jak to traktowali ci, którzy w Galicji i Lodomerii w XIX wieku starali się przywracać racjonalność do tej, wówczas też wcześniej zdewastowanej, dziedziny gospodarki.

Nie rozumiem co opisujesz jako „czynsz dzierżawny”. Dzierżawa to zupełnie inna kategoria własnościowa niż to, co mamy w wodach płynących. Miała kiedyś zastosowanie do gruntów z jeziorami w gestii AWRSP. Czegoś takiego jak „czynsz dzierżawny” nie ma. Jest opłata za użytkowanie rybackie, ale stała, niepodlegająca konkursowi ofert. Podstawą konkursu jest wartość „nakładów finansowo-rzeczowych” sprowadzających się do zarybień. I zabezpieczenie finansowe kontraktu do tej wartości się odnosi. Wciąż nie do wartości socjoekonomicznej wędkarstwa, która jest międzynarodowo rozpoznawalną kategorią oceny wartości. Mierzoną efektami, a nie nakładami. Taką można policzyć, da się policzyć w obecnym systemie, przeliczyć na kilometr rzeki generującej taką wartość. Tylko dla większości będzie to niziutka kwota. Natomiast dla takiego Sanu, generującego miliony złotych obrotów rocznie w regionie, był to jeden ze sposobów pokazania szkód przed sądem – skutecznie. Tylko tego się nie robi u nas. Gdyby się robiło, to obawiam się, że karp generuje większą wartość socjoekonomiczną niż pstrąg czy lipień … przy niższych nakładach i wymaganiach środowiskowych …

Pamiętam sytuację sporu w Lublinie w sprawie niszczenia rzek pstrągowych żeby ułatwić życie firmom rozkręcającym interesy na „kajakarstwie” … Wartością był obrót na tych kajakowych interesach rzędu 5 mln zł rocznie … W prosty sposób dałoby się pokazać, że 20 000 wędkarzy zrzeszonych w lubelskim okręgu generuje podobny obrót z samych składek, wpłacając po ok. 250 zł rocznie (wprawdzie nie 3 pensje nauczycielki od osobnika, ale zawsze ) . Generuje przy tym zatrudnienie, podatki (choćby wynikające z tegoż zatrudnienia), a do tego drugi podobny albo i wyższy obrót kupując sprzęt i usługi. Do liczenia tego nie trzeba wielkiego wysiłku a trudno akademicki ośrodek posądzać o niedobór kadr. Podobnie jak na Mazowszu. „System” winien? Nie da się z niego i w jego ramach „wycisnąć” więcej? Po co? Ano po to, żeby mieć przesłanki do zaproponowania zmiany systemu, jego usprawnienia, mając konkretne i rzeczowe argumenty. Bez nich to tylko kolejne „marudzenie”. No i zawsze przegrana z „prostującymi” rzeki czy z tworzącymi zapory i zalewy, bo z jednej strony to zgodne z trendami „przerobu” nadwodnych „betoniarzy”, a z drugiej – znajduje uzasadnienie w jakimś konkrecie policzalnym finansowo. Do tego zawsze znajdzie się dość wędkarzy, którym spodoba się kolejna stojąca woda z sandaczami czy leszczami, bo takich jest większość, niestety … I znów inaczej niż wśród kilkunasto- czy kilkudziesięciotysięcznej gromadki zasobnych wędkarzy „przed wojną” …

No i co po tej, wspomnianej przez Ciebie, inteligencji, skoro ona sama nie robi użytku z rozumu? Nie potrafi się dogadać, zorganizować do twórczego działania, zarządzać? Napisałem o tym nie bez kozery opisując rozczarowanie na Mazowszu. Dla mnie o wiele większą inteligencję wykazali Koledzy z Podkarpacia, którzy potrafili wiele zrobić, nawet w tym „systemie”, umiejąc się zorganizować, podejmować dobre decyzje, wykorzystać różne źródła finansowania, niż zasobni i wykształceni, liczni z Mazowsza, którzy poza narzekaniem i indywidualnymi, rozproszonymi akcjami nie osiągnęli niczego. Zresztą, nie pierwszy już raz, bo zmiany dokonujące się od XIX wieku spłynęły na Mazowsze z Galicji, a nie powstały samodzielnie.

Dużo by na ten temat można, ale bez zorganizowanego działania trudno o zmiany.

Pozdrawiam serdecznie

Jurek Kowalski

  [Powrót do Forum] [Odpowiedz] [Odpowiedz z cytatem]    
 
Nadawca
Data
  Odp: O [1] 06.10 21:01
  Odp: O [0] 07.10 17:06
  Odp: O [7] 06.10 21:21
  Odp: O [6] 07.10 17:17
  Odp: O [5] 07.10 17:32
  Odp: O [4] 07.10 18:13
  Odp: O [0] 07.10 22:11
  Odp: O [2] 07.10 22:34
  Odp: O [1] 08.10 10:08
  Odp: O [0] 08.10 14:08
       


Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus