f l y f i s h i n g . p l 2024.04.29
home | artykuły | forum | komis | galerie | katalog much | baza | guestbook | inne | sklep | szukaj
FORUM  WĘDKARSTWA  MUCHOWEGO
Email: Hasło:
Zaloguj automatycznie przy każdej wizycie:
Jeśli jeszcze się nie zarejestrowałeś: Załóż konto

Ostani post! Temat: Odp: Budowa suchej muchy-niezauważone .... . Autor: Piotr Konieczny. Czas 2024-04-28 23:11:22.


poprzednia wiadomosc Odp: : : nadesłane przez mart123 (postów: 5891) dnia 2018-01-10 12:30:16 z 165.225.84.*
  Przeliczyłem na szybko i wyszło mi żeby "wyprodukować" 100 000 naturalnych smoltów potrzeba 900km naturalnych tarlisk o szerokości 20m.
  [Powrót do Forum] [Odpowiedz] [Odpowiedz z cytatem]    
 
Nadawca
Data
  Odp: [26] 10.01 13:11
 
Przeżywalność ikry oraz ilość wylegu na 1 metr kwadratowy zależy min.
od jakości żwiru. Żwir o optalnym uziarnieniu znajdował się tam gdzie
określona prędkość przepływu wody zależna od spadku tzn. w górnych
odcinkach dorzeczy. W tych miejscach tzn. na tarliskach
ZASADNICZYCH z pewnością ilość wylegu była wyższa niż 1-2 szt/metr
kwadratowy.

Na tarliskach ZASTĘPCZYCH gdzie spadek a co zatem idzie prędkość
przepływu wody niższa, też oczywiście jest żwir. No ale uziarnienie nie
zawsze takie i piasek, ił itp. niesione z nurtem rzeki zamulają inkubującą
się ikrę. Stąd w takich miejscach średnie zagęszczanie przyjmuje się na
1-2 szt/metr kwadratowy.

Dla przykładu dorzecze Parsety na odcinku do Roscina wg. szacunków
prof. Chelkowskiego należało zarybiac w ilości 460 000 szt wylegu
pływającego przy założeniu 1 szt. wylegu/ 1 metr kwadratowy. Oznacza
to, że w czasach prof. Chelkowskiego na tym odcinku dorzecza
powierzchnia odrostowa z tarliskami zastępczym wynosila ok. 46 ha.
 
  Odp: [6] 10.01 13:23
 
No więc przyjmując przezywalnosc wylegu pływającego na poziomie 1
% mieliśmy na tym odcinku dorzecza Parsety naturalne możliwości
produkcyjne na poziomie ok. 4600 szt smolta troci.
Warto pamiętać też, że to dane szacunkowe ponieważ każdy rok jest
inny jeżeli chodzi o warunki przyrodnicze, ichtiologiczne itd.

Mart mi wyszło inaczej - 900 000m × 20 m= 18 000 000 m kw. Przy
założeniu że zagęszczenie wylegu aktywnie opuszczajacego gniazdo na
tarliskach ZASTĘPCZYCH = 1szt/1m kw mamy 18 000 000 sztuk. Przy
przezywalnosci 1% mamy 180 000 szt smoltów.
 
  Odp: [5] 10.01 14:18
 
1. Ogólnie rzecz biorąc cieszę się, że dociera powoli do środowiska wędkarskiego, że najpierw rzeka potem tarło potem narybek a dopiero na końcu ryba, która musi znowu: tarło, narybek itp.

2. Nie ma rzeki - wtedy zarybienie jest konieczne, żeby ukryć brak możliwości utrzymania cyklu życiowego ryb. I to największymi rybami, żeby je zdążyć złowić, zanim zdechną w rzece. I tak jest to tańsze niż wsypywanie żwiru czy narybku do rzeki czy inne rewitalizacje i manipulacje, opieka i sprawdzanie czy już się udało czy nie.

3. Racja z tą jednostkową mocą strumienia. Trzeba tylko podkreślić, że przy ocenie koryt chodzi nam o jednostkową moc strumienia przy przeplywie korytotwórczym, czyli dla tak zwanej wody brzegowej. Wzór:
omega = 9810 x przepływ pelnokorytowy m3/s x spadek lustra wody brzegowej w m/m i podzielić przez szerokość lustra wody brzegowej w metrach [wynik w watach na metr kwadratowy].
Nawet prościej: odcinki żwirowe rzek są możliwe dla spadków powyżej 0,003 m/m, dla większych i głębszych rzek wyżynnych czy podgórskich dla spadku 0,0015 m/m, wyjątkowo spadków większych od 0,0005 m/m. W miejscach o mniejszym spadku szkoda sypać żwiru, bo się tam albo zapiaszczy albo zamuli. Górskie potoki mają zazwyczaj spadki powyżej 0,005, mniejsze czasem nawet 0,05 m/m.

4. Dla niezróżnicowanego koryta jest niezróżnicowane uziarnienie dna i niezróżnicowana prędkość wody w przekroju. Rzeka ponadto, zazwyczaj płynie przy niskim stanie i tak ją wtedy oglądamy. Jeśli wtedy nie ma sekwencji bystzry/plos, to nie ma takze zróznicowania prędkości w profilu podłuznym, ani nie jest ona w odpowiednio dużej łącvzności z wodami gruntowymi. Taka rzeka nie jest przydatna ani do tarła ani dla wychowania nartybku. Żwir w rzece musi być od 2mm do 100mm, żeby był przydatny na tarło ryb reofiolnych, to piasku ma być mało lub bardzo mało, a kamieni to może być nawet dużo i nawet bardzo dyżych tez trochę. Ważne: zróznicowanie dna na szerokości i wprofilu koryta, które powoduje, ze uziaenienie też staje się zróznicowane.

5. Oryginalne traliska troci były w Poroninie, Nowym Targu , Kowańcu i niżej aż do ujścia Białki. Tarliska łososia były od Bohumina do Raciborza, i w kolejnych lewobrzeżnych dopływach Odry. Nie jest powiedziane, że łososie w Sole i Skawie nie pochodziły z Odry, zawleczone tam przez urzędników księcia Sułkowskiego.

PRZYKŁAD. Raba i jej dopływy w moim obwodzie to sam żwir i kamienie. Zostało nam kilka ikrzyc pod koniec kampanii tarłowej i pojechaliśmy poszukać dla nich miejsca w rzece, bo miejsca w inkubatorze już brakowało. Objechaliśmy całą Krzczonówkę i Rabę i znaleźliśmy tylko jedno miejsce na Rabie, gdzie był żwir o odpowiednim uziarnieniu w okolicy miejsc wychowania narybku. W sumie przywieźliśmy 7 ilkrzyc i ze 30 mleczkaków w to miejsce, zobaczymy jak to będzie wyglądało na wiosnę. W sumie było tego około 3000 ziaren ikry, na 36 hektarów Raby i 8 hektarów łatwo dostępnej z Raby Krzczonówki. Na razie jesteśmy na tym etapie. Albo pstrągi same sobie znajdą odpowiednie miejsca po lasach i źródliskach, albo mając nawet sam żwir w rzece nie jesteśmy w stanie im zapewnić rozwoju naturalnego. Żeby żwir był odpowiedni, nie można rzeki ruszać przez kilkadziesiąt lat.
 
  Odp: [0] 10.01 15:11
 
Raba i jej dopływy w moim obwodzie to sam żwir i kamienie. Zostało nam kilka ikrzyc pod koniec kampanii tarłowej i pojechaliśmy poszukać dla nich miejsca w rzece, bo miejsca w inkubatorze już brakowało. Objechaliśmy całą Krzczonówkę i Rabę i znaleźliśmy tylko jedno miejsce na Rabie, gdzie był żwir o odpowiednim uziarnieniu w okolicy miejsc wychowania narybku. W sumie przywieźliśmy 7 ilkrzyc i ze 30 mleczkaków w to miejsce, zobaczymy jak to będzie wyglądało na wiosnę. W sumie było tego około 3000 ziaren ikry, na 36 hektarów Raby i 8 hektarów łatwo dostępnej z Raby Krzczonówki. Na razie jesteśmy na tym etapie. Albo pstrągi same sobie znajdą odpowiednie miejsca po lasach i źródliskach, albo mając nawet sam żwir w rzece nie jesteśmy w stanie im zapewnić rozwoju naturalnego.

Żeby żwir był odpowiedni, nie można rzeki ruszać przez kilkadziesiąt lat.


Tylko kilkadziesiąt? E, to pestka. Planuję właśnie wyjazd na ryby mniej więcej w tym czasie. Mówi się, że na pełne spełnienie warto poczekać, więc poczekam. W przerwie będę szukał "wiatru w polu",

lub punkt drugi:

2. Nie ma rzeki - wtedy zarybienie jest konieczne, żeby ukryć brak możliwości utrzymania cyklu życiowego ryb. I to największymi rybami, żeby je zdążyć złowić, zanim zdechną w rzece. I tak jest to tańsze niż wsypywanie żwiru czy narybku do rzeki czy inne rewitalizacje i manipulacje, opieka i sprawdzanie czy już się udało czy nie.

Hmm, wybieram punkt drugi.
 
  Odp: [0] 10.01 16:56
 

3. Racja z tą jednostkową mocą strumienia. Trzeba tylko podkreślić, że przy ocenie koryt chodzi nam o
jednostkową moc strumienia przy przeplywie korytotwórczym, czyli dla tak zwanej wody brzegowej. Wzór:
omega = 9810 x przepływ pelnokorytowy m3/s x spadek lustra wody brzegowej w m/m i podzielić przez
szerokość lustra wody brzegowej w metrach [wynik w watach na metr kwadratowy].
Nawet prościej: odcinki żwirowe rzek są możliwe dla spadków powyżej 0,003 m/m, dla większych i głębszych rzek
wyżynnych czy podgórskich dla spadku 0,0015 m/m, wyjątkowo spadków większych od 0,0005 m/m. W miejscach
o mniejszym spadku szkoda sypać żwiru, bo się tam albo zapiaszczy albo zamuli. Górskie potoki mają zazwyczaj
spadki powyżej 0,005, mniejsze czasem nawet 0,05 m/m.
.

Dziękuję za wyjaśnienie. Może się mylę, ale jak można stwierdzić na podstawie wzoru stwierdzić, to jednostkowa
moc strumienia jest proporcjonalna do przepływu w m3/s, m3/s = m/s x m2 a więc przepływ to iloczyn prędkości
przepływu i pola powierzchni, z kolei prędkość przepływu zależna jest od spadku dna. Im większy spadek tym
większa prędkość przepływu, a wraz z nią objętościowe natężenie przepływu proporcjonalne do jednostkowej moc
strumienia.
 
  Odp: [2] 10.01 19:15
 
"Żeby żwir był odpowiedni, nie można rzeki ruszać przez kilkadziesiąt lat".

Rzeka sztuczna- San poniżej zapory w Solinie, jest rzeką ruszaną?
Rzeki i potoki bieszczadzkie gdzie jest prowadzona gospodarka leśna (wg niektórych zła) są rzekami dobrymi
jako tarliska? Czy przy "zrywce" i zwózce drzewa, potoki i rzeki do których wpadają stają się zamulonymi
kanałami?
 
  Odp: [1] 10.01 20:38
 
Akurat San w Myczkowacach mam pomierzony - spadek jest 0,0016, a więc odpowiada definicji rzeki podgórskiej, Natomiast jest położony ponizej dwoch zapór, przez tą w Myczkowcach dawniej przechodziło nawet i 1000 m3/s - co wymiotło żwiry aż do ujścia Olszanicy. Żeby uzupełnić, trzeba było najpierw ustalić p[rzez RDOŚ przepływy, biologiczny 1,5 m3/s, płuczący, kilka razy do roku po 50 m3/s i ograniczenie zrzutu przez przelewy do 360 m3/s. Dla tego "płuczącego" moc strumienia obliczono jako 20 do 30 watów na metr kwadratowy, przy d=szerokości koryta 24 do 30m, a przecież koryto tam jest znacznie szersze, skalne i z dziurami, więc realnie powinno być około 10 watółw na metr kwadratowy.

Ani zamulić ani zapiaszczyć tegożwiru się nie da, gdyż woda z przelewów jest praktycznie bez zawiesiny i kompletmie bez piasku. Uziarnienie żwiru przy takiej mocy strumienia wyliczono: mediana D50 = 0,025 m, a 84 percentyl dystrybuanty średnic żwiru na 0,040 m. No ale żeby żwir mółgł się utrzymać przy 360 m3/s to w większości naturalnych przkrojów moc strumienia była 67 do 84 w/m2, a w jednym
 
  Odp: [0] 10.01 20:42
 
Uzupełniam: a w jednym przekroju, wąskim i glębokim 136 W/m2. Dlatego podpórki były robione ze żwiru o uziarnieniu 0 do 100mm.

No ale oczywiście nie było tego zbyt wiele, trzeba będzie uzupełniać. Dawniej zapewne tego żwiru była warstwa na całym dnie skalistym powiedzmy średni 50 cm, teraz gdzieniegdzie jest do 30 cm. A nikt inny prócz Piotra Koniecznego tam żwiru nie dołoży....
 
  Odp: [18] 10.01 13:29
 
Aż tak głęboko nie wnikałem z uwagi na brak wiedzy. Oparłem się na tym, co zostało napisane w zlinkowanym opracowaniu:

W potoku szerokości 20 m, na efektywny rozród naturalny pary tarlaków troci,
trzeba przeznaczyć 90 m długości cieku (...). Jeżeli ograniczymy silnie ilość
innych gatunków ryb to naturalna produkcja smolta z takiego odcinka potoku może wynieść 10 szt.


Czyli na100 000 szt smolta potrzebujemy 90 m x 10 000 = 900 km tarlisk o szerokości 20m.
 
  Odp: [17] 10.01 14:24
 
Pole manewru jest bardzo małe. Można, jak to robiono, zwiększać
przezywalnosc wylegu poprzez redukcję drapieżników takich jak np.
miętusy, których kiedyś na Parsęcie było dużo. Tylko każdy kij ma dwa
końce. Brak o czym pisałem w innym wątku zrozumienia jak
funkcjonowały ekosystemy rzeczne, co determinowalo występowanie
określonych gatunków ryb zależnie od spadku dna w różnych partiach
dorzeczy i przede wszystkim tego, iż tak to natura poukładała, że
wszystkie gatunki ryb są od siebie zależne w połączeniu z intensywnymi
zabiegami hodowlanymi dał opłakane efekty.
 
  Odp: [2] 10.01 15:59
 
Jasne. Mnie jedynie chodzi o to by przybliżyć skalę zagadnienia. Jeżeli prawdą jest, że potrzeba, nieważne czy to 500 czy 900 km, w pełni sprawnych tarlisk (operuję długością a nie hektarami, bo one laikom takim jak ja nic nie mówią) by "wyprodukować" 100 tys. naturalnych smoltów to ile smoltów powinno spływać rocznie do Bałtyku by zapewnić stabilną populację, wyżywić rybactwo w obecnym kształcie no i nas, wędkarzy? Pół miliona? Wtedy trzeba 2 500 km tarlisk. Niech 100 km już istnieje, trzeba stworzyć 2 400. Potrzebujemy zatem 24 rzek i na każdej z nich z dopływami dostępne 100 km z odpowiednim przepływem, energią, składem chemicznym, oczywiście bez przegród i planowanych inwestycji hydrotechnicznym itp, itd do których trzeba będzie wsypać kilka milionów ton żwiru. Jeżeli nic nie pochrzaniłem, czy to realne? Czy w tym całym g...ie, które nas zewsząd otacza, dosłownie i w przenośni (vide Siarzewo, Raport o stanie rzek Małopolski, wzrost produkcji i konsumpcji), są realne szanse na jakiś ogólnopolski program, ew. serię wielu programów lokalnych zakończonych sukcesem? Nie zrozum mnie źle, sama idea jest porywająca, tylko czy są realne szanse na jej wykonanie zanim większośc z nas uzyska przydomek ś.p.?
 
  Odp: [1] 10.01 17:10
 
Jasne. Mnie jedynie chodzi o to by przybliżyć skalę zagadnienia. Jeżeli prawdą jest, że potrzeba, nieważne
czy to 500 czy 900 km, w pełni sprawnych tarlisk (operuję długością a nie hektarami, bo one laikom takim jak ja
nic nie mówią) by "wyprodukować" 100 tys. naturalnych smoltów to ile smoltów powinno spływać rocznie do
Bałtyku by zapewnić stabilną populację, wyżywić rybactwo w obecnym kształcie no i nas, wędkarzy? Pół miliona?
Wtedy trzeba 2 500 km tarlisk. Niech 100 km już istnieje, trzeba stworzyć 2 400. Potrzebujemy zatem 24 rzek i na
każdej z nich z dopływami dostępne 100 km z odpowiednim przepływem, energią, składem chemicznym,
oczywiście bez przegród i planowanych inwestycji hydrotechnicznym itp, itd do których trzeba będzie wsypać kilka
milionów ton żwiru. Jeżeli nic nie pochrzaniłem, czy to realne? Czy w tym całym g...ie, które nas zewsząd otacza,
dosłownie i w przenośni (vide Siarzewo, Raport o stanie rzek Małopolski, wzrost produkcji i konsumpcji), są realne
szanse na jakiś ogólnopolski program, ew. serię wielu programów lokalnych zakończonych sukcesem? Nie
zrozum mnie źle, sama idea jest porywająca, tylko czy są realne szanse na jej wykonanie zanim większośc z nas
uzyska przydomek ś.p.?


No tak, problem polega na tym, iż nie da się zastąpić procesów związanych z naturalnym doborem zabiegami
hodowlanymi. Natomiast jak od dawna powtarzam zarybienia zarybieniom nierówne, można przecież zarybiać
materiałem miejscowym i niemiejscowym,mając górne limity i nie mając absolutnie żadnych limitów, ale też różnie
co do ilości, stadium itd. Tak jak można zmniejszać presję połowową, albo jej nie zmniejszać - zwłaszcza w
sytuacji gdy uważa(ło) się, że nieważne zmiany środowiskowe bo dzięki stosowanym zabiegom hodowlanym
nasze poprzegradzane, dostępne dla ryb wędrownych odcinki nizinnych rzek przymorskich zawsze będą
trociowym, a może i łososiowym eldorado. Także z różnej strony można spojrzeć na zagadnienie, ale faktem jest,
że warunkiem koniecznym są radykalne zmiany środowiskowe bez których lepiej nie będzie i w tym sensie
zgadzam się z Twoim ostatnim
 
  Odp: [0] 10.01 20:52
 
Stąd pomysł Ramowej Dyrektywy Woodnej w 2000 roku, która żąda systematycznego naturalizowania rzek, w tym po piętnastu latach jej stosowania odbyła się konferencja w Wageningen w Holandii, gdzie podsumowano, że własności hydromorfologiczne (HYMO) sa najważniejsze, następnie żwir - dzięki właściwym prędkościom wody wywołanym naturalnymi, zróżnicowanymi parametrami HYMO, a dopiero potem ryby i makrofity wodne (rośliny podwodne).

To zostało podsumowane także na międzynarodowej konferencji w Krakowie, 2016. A że działa, to zobaczcie jak rośnie włosienicznik rzeczny na dopływie Raby w sierpniu 2017...
 
  Odp: [13] 10.01 16:05
 
Pole manewru jest bardzo małe. Można, jak to robiono, zwiększać
przezywalnosc wylegu poprzez redukcję drapieżników takich jak np.
miętusy, których kiedyś na Parsęcie było dużo. Tylko każdy kij ma dwa
końce.


Analogia do wędziska?! Jeśli tak, to nawet poniekąd trafna. Trudno wyobrazić sobie sprawne posługiwanie się wędką trzymając ją odwrotnie. A odwrotnością jest redukcja drapieżników. W kluczowych momentach drapieżniki same się redukują.
 
  Odp: [12] 10.01 20:57
 
Pan Skorek ma rację: Sam byłem świadkiem w latach siedemdziesiątych, jak Wojtek Węglarski złowił kelta, który miał w żołądku 4 małe miętusy, a te z kolei po kilka ziaren ikry troci w swoich żolądkach. Takie "złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma".

Tylko raz nam się to trafiło, zazwyczaj kelty mialy żaby i dżdżownice w gardle, rzadziej w żołądkach.
 
  Odp: żwir - piaek - muł [0] 10.01 21:18
 
Jakoś do uzupełnienia brakuje chyba takiego wyjaśnienia.

Muł - przepływa w zawiesinie i osiada przy bardzo małych prędkościach wody. Jak już osiądzie, to go trudno wypłukać, bo "przykleja się" do przestrzeni międzyżwirowych. Z czasem potrafi spowodować, że cała liczba ziaren żwiru jest zanurzona w twardawej glinie, trudnej do wypłukania i erozji. To może się zdarzyć przy niskich stanach wód w wielu miejscach plos nawet górskich wód, niosących duże ilości błota i zawiesiny, powiedzmy z pól i lasów.

Żwir z kamieniami - ogólnie nie przemieszca się w rzece do określone prędkości wody. Ale jak już zacznie się poruszać, to wszystkie frakcje przesuwają się razem w kupie, korzystając że w wodzie mają relatywnie mniejszy ciężar, a większe głazy ślizgają się po otaczakach jak po kulkach czy rolkach łożyska. Jak woda opada, to i żwir osiada, ale jest wtedy zazwyczaj przepłukany z mułu (niekoniecznie piasku) i najpierw osiadają grubsze frakcje a potem drobniejsze, wraz ze zmniejszającą się prędkością wody. Natomiast piasek (poniżej 2 mm ) porusza się w wodzie przy nawet najmniejszych prędkościach i w czynnej części koryta po pewnym czasie widać tylko goły żwir, który może nawet po dłuższych okresach czasu stać się tak czystym (przez "ucieczkę" piasku), że kompletnie luźnym. Szczególnie jeśli taki żwir przemieszczany jest wyłącznie zmiennymi przepływami rzeki a nie przypadkowymi przepychami spucharek.

Jak mi się uda, to w niedzielę zrobię zdjęcie takich łach żwirowych, co się wypłukały na grubość kilkudziesięciu centymetrów. Niektóre są w wodzie a niektóre niestety na brzegu, co je wyklucza z prokreacji łososiowatych, ale zezwala na fotografowanie przykaldów celowego działania przyrody. Dodam, że powstały one one w kilka lat po zakończeniu prac w korycie Raby na tym odcinku, gdzie się objawiły. (2013 - koniec robót, koniec 2017 - łachy czystego żwiru wędrujące w korycie). Spadek doliny w tym miejscu 0,005 m/m, przepływ brzegowy około 250 do 200 m3/s, szerokości koryta od 70 do 150m, głębokości żróżnicowane.
 
  Odp: [7] 10.01 21:21
 
To oczywiście ciekawe, natomiast wracając do tego wzoru na
jednostkową moc strumienia to jak rozumiem przyspieszenie ziemskie
oraz gęstość wody są stałe, no więc zostaje nam między innymi
natężenie przepływu w m3/s, które jak pisałem jest iloczynem prędkości
przepływu i powierzchni. No więc mówiąc kolokwialnie im większa
prędkość przepływu, a co za tym idzie spadek dna, tym większe
objętościowe natężenie przepływu w m3/s, od której z kolei zależy
jednostkowa moc strumienia.
 
  Odp: [6] 10.01 21:40
 
Ciekawe czy Reynolds i Bernoulli płaczą czy bawią się wyśmienicie?mirek
 
  Odp: [5] 10.01 22:48
 
Umarli nie płaczą, ani się nie śmieją. No przynajmniej ateiści tak
twierdzą.

A ta prędkość przepływu zależna od spadku dna będzie większa tam
gdzie koryto rzeczne węższe, więc co oczywiste w górnych partiach
dorzeczy. W dole rzeka się rozszerza, spadek dna niższy to i prędkość
prędkość przepływu mniejsza. A tak swoją drogą to ciekawe ile wynosi
ten spadek brzegowy od którego zależy jednostkowa moc strumienia w
dolnych, pozbawionych zapór odcinkach rzek przymorskich?
 
  Odp: spadki rzek przymorskich [4] 11.01 08:02
 
Ciężko znaleźć coś powyżej 0,0005 m/m. Jeśli mówimy o spadkach, to one są - po tych 10 tysiącach lat od ostatniego zlodowacenia - odpowiadające uziarnienu podłoża doliny rzecznej, a nie odwrotnie. Płynąc po piaszczystych osadach nie ma szansy utrzymać się naturalne koryto przymorskiej rzeki w spadku powyżej 0,0003 i nawet mniej. Te większe spadki są zwiazane z występowaniem moren zawierających odpowiednio duże ilości żwiru i kamieni, na przykład dopływy Grabowej mają spadek tak jak dopływy górskich rzek (kilka procent), ale są niestety suche. Bo woda tam płynie jak górskim żlebem okresowo w przypadku wyjątkowo obfitych opadów, ale za to bardzo rzadko. Drawa na całej długości ma spadek średni 0,0006 m/m, ale jest on skonsumowany głównie przez elektrownie w Kamiennej (około 8m) potem w Koleśnie i na progu w Złocieńcu i Głęboczku. Czyli tam, gdzie było podłoże żwirowo-kamieniste - tam obecnie jest stopień a poniżej tego stopnia mogą być pozostałosci żwiru. Jedyne wyeksponowane osady żwirowo kamienne są w Drawsku Pomorskim, gdzie prawdopodobnie były jakieś śedniowieczne, dziś nie istniejące, urządzenia energetyczne (młyny czy kuźnie) lub fortyfikacyjne (fosy), a teraz spadki w odnogach Drawy są pomiedzy 0,001 do 0,003. A taka Piaśnica wypływająca z jeziora Żarnowieckiego ma spadek 0,00000, wpadająca do tego jeziora przy ujściu 0,0001 m/m, a przy źródłach okolo 0,005 m/m - i praktycznie bez wody.
Na mnieszych spadkach rzek o podłożu żwirowym, takich w okolicy 0,0001 m/m warto stosować urozmaicenie morfologii w postaci podniesienia koron bystrzy - tak jak pokazuje rysunek. Takie rozwiązanie stosuje się w seriach, gdzie pomiędzy koronami bystrzy jest odłegłość około 6 szerokości lustra wody pełnokorytowej. Wtedy pomiędzy bystrzami woda plynie wolniej, a na bystrzach szybciej. Przy spadkach 0,0017 i większych prawidłowe uziarnienie i wymiary przekrojów koryta można uzyskać rozwiązując równania równowagi Hey'a - Thorne'a.
 
  Odp: spadki rzek przymorskich [3] 11.01 08:07
 
Rysunek się nie wkleił...
 
  Odp: spadki rzek przymorskich [2] 11.01 09:19
 
W sposób w miarę zrozumiały niektóre zależności ujęte są w jednym z
wykładów Pana dr. inż Michała Wasilewicza. Jak ktoś chce to wystarczy
wpisać w wyszukiwarce: ,,wskaźnik stabilności rzek" po otwarciu pliku
pdf pojawi się kilka stron do przeczytania.
 
  Odp: spadki rzek przymorskich [1] 11.01 12:43
 
Jest tam kilka pozycji literatury w sąsiedztwie, w tym "Zasady dobrej praktyki w utrzymaniu rzek i potokow górskich", której jestem współautorem i która wisi na stronie krakowskiej RZGW. Tamże jednostkowa moc strumienia i kryteria podziału rzek żwirowych według jednostkowej mocy strumienia wodby brzegowej (korytotwórczej).

Jeszcze raz dziękuję za zainteresowanie, bo u nas w górach pozwała znajomść podobnych ocen przezwyciężyć tendencję do stosowania betonowych stopni dla zmniejszenia energii przepływu, no a w nizinach, mimo mniejszych spadków, energii strumienia, dysproporcji przepływów niskich do powodziowych, oraz zdecydowanie mniejszej roli erozji brzegowej i dennej w kształtowaniu koryt, świadomość przyczyn i skutkow konieczności utrzymania w równowadze koryt żwirowych pomaga w diagnozie stanu wód i pomaga uzyskiwać efekty nienadmiernymi środkami zarówno przy stosowaniu żwirowych robót wewnątrzkorytowych jak i wykonywaniu żwirowych obejść przeszkód migracyjnych. Takie właśnie jest proponowane dla Włocławka i Siarzewa, a wykonywane dla Głęboczka na Drawie.
 
  Odp: spadki rzek przymorskich [0] 11.01 16:08
 
To ja dziękuję. Pozdrawiam.
 
  Odp: [2] 11.01 11:41
 
Pan Skorek ma rację: Sam byłem świadkiem w latach siedemdziesiątych, jak Wojtek Węglarski złowił kelta, który miał w żołądku 4 małe miętusy, a te z kolei po kilka ziaren ikry troci w swoich żolądkach. Takie "złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma".

Tylko raz nam się to trafiło, zazwyczaj kelty mialy żaby i dżdżownice w gardle, rzadziej w żołądkach.




Pan Skorek?! Szpilka?!

Hmm, Pan Cernik przesadził, heheh.


PS

Pan skorek, wszak nie pani,
Rację ma, choć często "chrzani",
Tych, co mają inne zdanie,
Tych wraz z chrzanem, na śniadanie,
Zwykł spożywać przed obiadem,
Skorek luuubi dania z jadem.
Pan Cernika, skorek "waży"
I na obiad nie uwarzy.
Może umie, może nie?
Lub zwyczajnie mu się nie chce.
 
  Odp: [1] 11.01 14:18
 
Pan Skorek?! Szpilka?!


No fakt. Naciągane to. Pan Skorek, pan Szpilka, pan Pudzian, pani Doda. Można pójść dalej.. pan Masa.
 
  Odp: [0] 11.01 14:34
 
Pan Skorek?! Szpilka?!


No fakt. Naciągane to. Pan Skorek, pan Szpilka, pan Pudzian, pani Doda. Można pójść dalej.. pan Masa.



A można też, nie trudząc się, zauważać "drobiazg" pod stopami, hehehe. Skorków nie brakuje, nie trzeba ich (jeszcze) tytułować.
 
       


Copyright © flyfishing.pl 2002
wykonanie focus