| |
No rzeczywiście tarło naturalne działa u nas jak w szwajcarskim zegarku. Mamy same potoki pelne
narybku.
Piszesz tak jakbyś nie wiedział, że 99 % dopływów ma całkowicie zablokowaną migrację. Bariery są wszędzie.
Są
nieliczne potoczki gdzie twoje myślenie ma sens i ja się z tym zgadzam, ale większość ma warunki do wzrostu
ale nie ma do napływu tarlaków. Tam gdzie ryby cudem przetrwały następuje powolna genetyczna zapaść.
Z zablokowaną migracją to się zmagam jak mało kto, ale - nie, to nie jest tak, że pstrąg to „mały łosoś”, który
masowo spływa do głównej rzeki z dopływów w 2. roku, a potem wraca w 3–5. Pstrągi są w większości
stacjonarne. Mobilna jest mniejszość – i to ona robi Ci „opowieści drogi”. Gros populacji siedzi na swoich
odcinkach. Do głównej rzeki najczęściej trafiają jako 0+ (bo jest ich wtedy dużo i część leci w dół przy
wezbraniach), a nie jako dorosłe, które co roku pielgrzymują jak troć. To zmienia optykę: nawet przy barierach
dopływ nie jest z definicji pusty. Jak ma żwir, kryjówki i wodę – to ma swoje tarlaki i narybek, tylko bardziej „na
ciasno”, z niższą wymianą z zewnątrz. Te migracje też nie są takie długie mogło by się wydawać.
Fakty są następujące. Mamy problem z tarłem bo mamy problem z migracją. I tego problemu nie
rozwiążemy nigdy już. Te samice, o których piszesz z czym mają się mieszać? Czy w tych potokach nie
występuje przypadkiem chów
wsobny?? Te same osobniki bez dostępu "świeżych" genów.
Na pewno nie rozwiążemy tego dewastacją stad tarłowych zarybieniami. Chów wsobny masz najpewniej w
hodowli, nie w potoku. W ośrodku kręcisz kilka–kilkadziesiąt tych samych par przez lata, pod selekcją
stawową. Efekt: wysoka spokrewnioność roczników, „rodzinne piki” – to właśnie pachnie
wsobnością.
W potoku działa inna matematyka:
• Wiele gniazd, wielu rodziców, rok w rok, plus nakładanie się roczników – to rozprasza pokrewieństwo.
• Nawet przy barierach jest jakiś przeciek genów: pojedyncze „wędrowne” samce/samice, przepływ przez
wezbrania, mikrodrożność.
Przykład, który ci podawałem: dopływy Brennicy – odcięte od głównej, a mimo to różnorodność genetyczna
wysoka, brak sygnału bottlenecku (załamanie populacji i krzyżowanie się pojedynczych ryb miedzy sobą), Ne
sensowne (efektywna wielkość populacji);
Podsumowując: samice „mają się mieszać” z samcami z wielu gniazd tego samego dopływu (i od czasu do
czasu z przybyszami), a nie z linią z ośrodka. Jeśli coś realnie grozi wsobnością, to krótka, zawężona hodowla,
nie dzika populacja z wieloma rodzinami w terenie.
Rozumiem, że w twoim rozumieniu gospodarka zarybieniowa dzisiejsza daje efekty zadowalające a selekt
hodowlany sypany jak się domyślam daje taki sam wkład w utrzymanie populacji jak podrośnięty do tych
samych rozmiarów osobnik w 100% naturalnych warunkach . Rozumiem, że operatowy selekt z
przywleczonymi chorobami, bez odporności wykształconej w fazie wzrostu rozwiązuje te problemy i spełnia
wymagania bo jest łatwiejszy w hodowli zamkniętej.
Nie wiem, gdzie to wyczytałeś z moich wypowiedzi. Twierdzę dokładnie odwrotnie – i to dosadnie: zarybianie
potoków tarłowych (nieważne czy „selektem”, czy ikrą z hodowli) obniża zdolność populacji do zmian i
prawdopodobnie obniża jej rozrodczość. Pogarsza rekrutację, więc finalnie psuje efekt wędkarski. W skrócie:
nic nie zyskasz, stracisz.
Jeśli już zarybiać, to tam, gdzie ryb realnie brakuje (dotyczy wszystkich roczników), a nie tam, gdzie „wydaje
się”, że narybek z hodowli najlepiej podrośnie. Zarybianie tarlisk = wbijanie klina w naturalny mechanizm
odnowy, niszczenie populacji. Zarybianie ubytków = uzupełnianie dziur bez rozwalania tego, co działa. Jeśli już
zarybiać, to lepiej zarybiać tam gdzie ryb brakuje (główna rzeka – dotyczy to wszystkich roczników) niż pchać
narybek do potoków.
Wędkarsko prościej się nie da: zarybiając potoki, kasujesz to, co masz za darmo; zarybiając główną rzekę,
dokładasz ryby bez zabijania naturalnego tarła — matematyka jest bezlitosna.
Aa. Jeszcze mam w pamięci film z YT, chłopaków z Białej Przemszy, chyba 2 lata po zrobieniu inkubatora
wg projektu J Jeleńskiego. I stado tarlaków z tego inkubatora czekających żeby wejść w ten potoczek na tarło,
w którym się inkubowały. Tego nie da się odzobaczyć
„Czekające stado” fajnie wygląda na filmie, ale kalendarz się nie zgadza. Pstrąg wraca na tarło zwykle w 2.
roku po wykluciu, nie po złożeniu ikry. Jeśli chłopaki nagrali „powrót” rok po inkubacji, to patrzyli na ryby
niegotowe do skutecznego tarła. I nawet gdyby to były te same osobniki z inkubatora, to sam fakt, że „wróciły
pod potok”, nie oznacza udanego rozrodu. Tęczak też by wrócił, gdyby wsadzić jego ikrę w te same skrzynki
— taka jest biologia odciskania (imprintingu). To w Niemczech się robi, bo niby tanio wychodzi.
Sedno: i w jednym i drugim przypadku to są ryby z hodowli, tylko „wyklejone” w naturze. Film tego nie zmienia.
To nie dowód na trwałą, samoodtwarzającą się populację, tylko na to, że produkcja w skrzynkach potrafi
wywołać zachowanie migracyjne. A to dwie różne rzeczy.
Próbujesz robić hodowlę, tylko „bardziej naturalnie”. Ale to dalej chów, nieważne czy wsadzisz ikrę, wylęg czy
1+. Hodowlą nie przeskoczysz naturalnego tarła, bo w naturze działa inna selekcja. Ryba, która się wykluje w
potoku, jest córką tej samicy, która trafiła idealnie w czas i miejsce, a nie „największej i najładniejszej”.
Selekcja naturalna jest bezlitosna: liczy się wyłącznie zdolność do realnej reprodukcji w realnych warunkach.
Tylko nieliczne ryby przekazują geny dalej; w hodowli triumfują „największe”, niekoniecznie najlepiej
dostosowane. Zarybienia to zawsze proteza.
Dlatego uważam, że każdym zarybieniem pogarszasz tę zdolność - – czasem mniej, czasem bardziej – ale
plan „podchowalników” utnie głowę populacji najszybciej. Zostaniesz z produkcją bez populacji. Chcesz ryby
na stałe? Zostaw tarło naturze, a popraw czy choć promuj siedlisko i łączność, a nie zastępuj dzikiej selekcji
skrzynką z ikrą.
Tu się akurat zgadzamy: drożność i siedliska to podstawa. To przede wszystkim jednak robota państwa. Ale
właśnie dlatego promowanie chowu to polityczna pułapka — jak mówisz „hodowla wystarczy”, to sam
odbierasz sobie argument za udrożnieniami. Urzędnik odpowie: „macie skrzynki z ikrą, to po co przepławka?”.
Pozdrawiam,
Maciej
|